Marcin Siegieńczuk został żywym piłkarzykiem. Dosłownie i w przenośni. W kurorcie, w którym niedawno przebywał na słonecznej Dominikanie, na plaży Bavaro, znajdowało się dmuchane boisko do gry w piłkarzyki, tyle, że zamiast sztucznych figurek, zawodnikami byli ludzie.
- Niemal co chwila odbywały się jakieś rozgrywki. Naprawdę świetna zabawa. Polecam każdemu. Wszystko odbywało się na zasadach gry w piłkarzyki tyle, że to prawdziwi ludzie zajmowali miejsca nieruchomych w tradycyjnej grze piłkarzyków - tłumaczy w rozmowie z SE.PL Marcin.