- O twoim rozstaniu z serialem „M jak miłość” mówiło się już od jakiegoś czasu. Niedawno podzieliłaś się z widzami decyzją o tym, że żegnasz się z produkcją. Mówi się, że to definitywne rozstanie. Jak jest naprawdę?
- Nic mi nie wiadomo o tym, że to pożegnanie jest definitywne, ale jeżeli gra się w serialu przez naprawdę długi czas, a w moim wypadku przez 15 lat, kiedy dużo w życiu się zmienia, to w życiu osobistym dzieją się czasem takie rzeczy, które nie zawsze to granie umożliwiają. Na planie „M jak miłość” spędziłam rzeczywiście dużo czasu, choć w okresie liceum trochę mniej, ze względu na naukę do matury. Potem, kiedy Piotrek Nerlewski, czyli serialowy Franek, zrezygnował z udziału, zdecydowałam iść za ciosem i umówiliśmy się z produkcją, że też będę miała taką chwilę przerwy. Chciałam trochę odpocząć od grania, potrzebowałam czasu, by zastanowić się, co zrobić ze swoim życiem, ale też chciałam mieć szansę na normalne życie - popracowałam w kawiarni, chodziłam na studia. Potem faktycznie na chwilę wróciłam do serialu, choć produkcja wiedziała, że nie jest pewne, co stanie się z serialową Natalią, ponieważ postanowiłam po raz drugi zdawać na reżyserię filmową, co było z resztą moim marzeniem od wielu lat.
- I to marzenie niedawno się spełniło…
- Tak. Dlatego Natalka zniknęła z serialu. Teraz, gdy udało mi się dostać na studia, które są bardzo czasochłonne, chciałam się na tym skupić. Do tej pory było tak, że robiłam wiele rzeczy na raz, ale teraz mogę skupić się na jednej. I dobrze mi z tym. Z tego względu na razie nie będą grała w serialu, a co będzie za jakiś czas, to się okaże.
- Co w takim razie stanie się z serialową Natalią?
- Ona już od paru lat mieszka w Australii, wróciła do Grabiny tylko na chwilę pozałatwiać swoje sprawy, przede wszystkim poinformować o rozwodzie z Frankiem, a teraz wróciła do Australii. Za pewne będzie chciała tam zostać ze względu na córkę, którą zamierza wychowywać wspólnie z mężem, choć między nimi wszystko skończone.
- Za tobą 15 lat spędzonych na planie "M jak miłość". Jak wspominasz ten czas, kiedy dorastałaś na oczach milionów widzów?
- Gdy pojawiłam się na planie po raz pierwszy, miałam 8 lat. To było dość nietypowe dzieciństwo. Oczywiście wiązało się to z wieloma przygodami i jestem bardzo wdzięczna za to, że moje życie wyglądało właśnie w ten sposób, bo to mnie w jakiś sposób ukształtowało i ukierunkowało. Ale dla dziecka taka praca na planie miała też swoje minusy. Nie raz się zdarzało, że gdy miałam jakieś swoje plany, na przykład szkolną wycieczkę, to musiałam z nich rezygnować, bo akurat wtedy musiałam się pojawić na planie zdjęciowym. Dla 10-latki to nie jest łatwe. Ta przygoda w serialu miała więc swoją cenę. Dziwne też dla mnie było to, jak ludzie na ulicach czasem na mnie reagowali. Jako dziecko tego nie lubiłam, potem lepiej zaczęłam to zrozumieć, więc stało się to dla mnie bardziej normalne, ale też muszę przyznać, że znacznie lepiej czuję się teraz, kiedy nie pojawiam się w telewizji już tak często i jestem bardziej anonimowa.
- Co będziesz wspominała najlepiej? Za czym będziesz tęsknić najbardziej?
- Kiedy myślę o najfajniejszym dla mnie czasie na planie, to wracam wspomnieniami do momentu, kiedy do obsady dołączyła Iga Krefft jako serialowa Ula. Miałyśmy wtedy po 11 lat, bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. Wcześniej byłam ja kontra dorośli i wtedy nagle poczuła, że miałam w kimś oparcie. A za czym będę tęsknić? Myślę, że po prostu za ludzi, z którymi człowiek bardzo się zżywa, jeżeli się tam pracuje przez dłuższy czas. Poznałam tam wiele osób, które bardzo polubiłam. Dlatego to takie wspaniałe uczucie, kiedy się tam wraca po dłuższej przerwie.
- Czy fakt, że już jako dziecko zaczęłaś tyle czasu spędzać na planie, rozbudził marzenia o tym, by zająć się reżyserią zawodowo?
- Na pewno miało to wpływ, choć prawdopodobnie nawet bez serialu i tak bym prędzej czy później wybrała tę drogę, bo już od dziecka uwielbiałam kręcić filmy. Uwielbialiśmy się w ten sposób bawić z moim młodszym bratem, dzięki temu, że tata kupił nam kamerę na kasetki. Kręciliśmy więc całymi dniami. Występował głównie mój brat, a ja nagrywałam. Dziś studiujemy razem w tej samej szkole – on aktorstwo, ja reżyserię. Można więc powiedzieć, że skończyliśmy w tym miejscu, w którym zaczęliśmy jako dzieci (śmiech). Na pewno jest praca na planie „M jak miłość” też wpłynęła na mój wybór. Już kiedy uczyłam się w warszawskiej szkole filmowej, byłam jedną z niewielu osób w grupie, które wiedziały, jak wygląda praca na planie, o czym trzeba pomyśleć, kręcąc film.
- Serial tylko niewielki wycinek tego, czym przez lata się zajmowałaś. Niewielu wie, że świetnie władasz wieloma językami, uczyłaś się także japońskiego, mongolskiego i tybetańskiego. Skąd takie egzotyczne pasje?
- Mówię po hiszpańsku, francusku i angielsku. Ucząc się języków europejskich, które przyswajałam bardzo łatwo, pomyślałam, że mam ochotę spróbować nauczyć się też jakieś bardziej oryginalnego. Do nauki japońskiego, którego uczyłam się przez rok, zainspirował mnie kolega. Bardzo mi to otworzyło głowę. To niesamowite, jak można poznawać świat poprzez języki. Nagle dociera do nas, że ludzie myślą w inny sposób, choćby przez to, że w ich językach gramatyka wygląda zupełnie inaczej. Między językami europejskimi a azjatyckimi jest ogromna różnica. Studiowałam później przez półtora roku mongolistykę i tybetologię, bo kultura tybetańska i buddyzm zawsze mnie interesowały. To był czas, kiedy chciałam spróbować wielu rzeczy, uczyłam się w szkole filmowej, pracowałam na ściance wspinaczkowej. W pewnym momencie musiałam z czegoś zrezygnować. Zrezygnowałam więc ze studiów językowych, kiedy zrozumiałam, że chcę postawiać na film, że to jest właśnie to, czym chcę się zajmować.
Emisja w TV:
M jak miłość
poniedziałek-wtorek 20.55 TVP 2