Aktor czuł się źle od prawie roku, w kwietniu przeszedł poważną operacje usunięcia guza z kręgosłupa. Taki zabieg niesie wiele niebezpieczeństw. Bo ta choroba nigdy nie wiadomo, jak się skończy...
- Czy myślałem o śmierci? Oczywiście, myślałem o sprawach ostatecznych, o kolegach, którzy odeszli... - pan Marek opowiada z wielką szczerością. Aktor wiele przeszedł: - Kręgosłup mam mocno poharatany. Tamto już nie wróci, na koniu już nie usiądę... Teraz jedynie mogę postać w towarzystwie konia... Ból będzie towarzyszył mi do końca życia, ale jak pewien chirurg mówił: "Człowiek zniesie wszystko oprócz jajka". Staram się ograniczać środki przeciwbólowe... Ale kogo dziś nie boli kręgosłup? - śmieje się w rozmowie z "Super Expressem". Na szczęście wszystko zmierza ku lepszemu.
Czytaj też: Marek Frąckowiak wraca do zdrowia po usunięciu guza z kręgosłupa!
Frąckowiak nie traci poczucia humoru. Zapytany o to, jak się czuje, odpowiada: - Jak na garbatego, całkiem prosto - a potem już poważniej dodaje, że najważniejsze, iż jest zdrowy! - Choć nie mam gwarancji na długość tego stanu. Jestem pod kontrolą. Niedługo Marek Frąckowiak świętować będzie urodziny, w domu w podwarszawskim Konstancinie. Aktor kocha to miejsce, nie lubi stamtąd wyjeżdżać. Zapytany o życzenie urodzinowe, mówi: - Zdrowia. Życzę sobie zdrowia! - a po chwili dodaje, że nie ma zamiaru poddawać się: - Nadal jestem konkurencją dla kolegów.... Żyć należy tak, jakbym miało się umrzeć jutro, ale planów mieć na 100 lat.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail