Każdy dostawał paczkę. Ta paczka to było coś, co nie zdarzało się codziennie. Kilogram pomarańczy, dwie tabliczki czekolady, ciastka to był świetny prezent, bo mogłem zjeść całą pomarańczę, a nie tylko kawałek - opowiada Niedźwiecki. Jednak jedna z Wigilii była dla niego bardzo dramatyczna. - Mieszkałem już wtedy w Warszawie, nie miałem telefonu. Po dziewiątej rano pojawił się u mnie Tomasz Sianecki (kolega z radiowej Trójki - red.) i już nie musiał nic mówić... Wiedziałem, co się stało. To właśnie wtedy mój tata zmarł. Od tamtej pory Wigilie nigdy nie były już takie same...
Tata chorował na raka, był bardzo dzielny, wiem, że wtedy czekał na mnie, ale ja przyjechałem dopiero w ciągu dnia. To było trudne, ale musimy się z tym pogodzić, że ludzie odchodzą.
Kilka dni temu byłem na grobie taty, w Wigilię pracuję, więc nie pojadę na święta do domu... Lubię Boże Narodzenie, choć mam wrażenie, że kiedyś te święta były raz w roku, a dziś raz na miesiąc, tak szybko płynie czas.