Maria Czubaszek zmarła w 2016 roku, a jej mąż totalnie się załamał. Wojciech Karolak przyznał, że po śmierci żony życie straciło dla niego sens.
- Zauważyłem, że bez Marysi głupieję. Przede wszystkim dlatego, że nie mam z kim rozmawiać, bo skończyły się w tym domu rozmowy o niczym, które były najpiękniejsze... - wyznał w swojej książce.
Karolak zmarł w czerwcu ubiegłego roku, jednak jego znajomi zdradzili mediom, że do końca nie mógł pogodzić się ze śmiercią ukochanej. Ich zdaniem zabijała go tęsknota za żoną. Do ostatnich dni otaczał się jej rzeczami. Karolak napisał też książkę, która jest nie tylko laurką dla miłości jego życia, ale i opisem ich burzliwego związku.
Muzyk zdradził w swojej książce, że w ich relacji było dużo nie tylko namiętności, ale i karczemnych awantur. Jeszcze przed ślubem Maria Czubaszek, przekonana o tym, że Karolak bawi się tylko uczuciami kobiet, wpadła w istny szał i połamała mu dwa żebra. Wojciech nie miał jej jednak tego za złe.
- Czułem się wzruszony, bo mi to żebro złamała z powodu zazdrości, a właściwie złości. Wymyśliła sobie, że jestem straszliwym dziwkarzem, takim, co to jeździ po całym świecie i gdzie tylko pojedzie, to ma panienki. A teraz przyjechał do Polski i ją sobie zaanektował - wspominał Karolak.
Zazdrość nie była jednak jedynym powodem ich kryzysów w związku. Muzyk przyznał, że żona zaparcie zawalczyła z jego nadużywaniem alkoholu.
- Przez cały czas trwania naszego małżeństwa mieliśmy tylko jeden poważny problem: moje picie. Ona próbowała z tym walczyć na różne sposoby, ale uleganie pijącemu jest tylko przedłużaniem choroby. Wysłuchałem setek jej mądrych przemówień i gróźb, ale przestałem pić dopiero wtedy, kiedy dotarło do mnie, że skończyła się jej wytrzymałość, że naprawdę gotowa mi wyskoczyć przez okno.
Karolak opamiętał się, gdy zrozumiał, że przez swoje picie może stracić ukochaną. Przymykał też oko na to, że jego żona do ostatnich dni paliła, jak smok! Wojciech wyznał, że im była słabsza, tym bardziej ją kochał.
- Im bardziej się starzała, im bardziej zasychała i się zmniejszała, robiła się taką drobinką, tym bardziej ją kochałem. A najbardziej na samym końcu, kiedy już miała buźkę zmęczoną życiem.