Maria Peszek z rozmów z umierającym ojcem stworzyła książkę. Mamy fragmenty "Naku*wiam zen"! "Skąd we mnie ta ciemność"
Nie wiemy, jakie Wy macie rodzinne hobby, ale u Peszków niemal każdy aspekt życia osobistego ma skłonność do przenikania się ze sztuką. Nie inaczej było i wtedy, kiedy wiedziona instynktem, pogrążona w kryzysie twórczym Maria Peszek, postanowiła porady i mądrości życiowej zasięgnąć u znanego ojca. Niestety, Jan Peszek doświadczył w tamtym okresie zawału, który nieomal kosztował go życie. Wtedy żarty się skończyły - ojciec i córka siedli do długich i poważnych rozmów.
To właśnie z ich treści stworzono "Naku*wiam zen". Niech Was jednak odrobinkę wulgarny tytuł debiutanckiej książki Marii Peszek nie zmyli! Dużo jest tutaj wątków związanych z rodzinną historią, przemocą, a także kościołem katolickim. Dotykanie tematów wiary rodzica to zawsze subtelna materia, nie mówiąc już o miłości, jaką żywi do swoich pociech, po latach pragnących dowiedzieć się, jak ocenia siebie samego w roli opiekuna.
Marysia Peszek wybrnęła jednak z tego umiejętnie. Fragmenty jej nowej książki są po prostu soczyste! Dowiadujemy się nie tylko, jak Jak Peszek chciał wychowywać Marię i Błażeja Peszka, ale i dlaczego zależało mu, aby nie popełnić błędów poprzednich pokoleń swojej rodziny. Spory wpływ miał mieć tu także kościół katolicki, o czym legendarny aktor wspomina bez "słodzenia" ale i zbędnej pretensji.
Trudno z tym pogodzić potrzebę wolności. Dlatego np. model ojca rysowany przez katolicyzm, zwłaszcza polski, że idę do kościoła, śpiewam pieśni, jeszcze pachnę wczorajszym alkoholem, ale przyjmuję komunię, a potem, wiesz, leję żonę, molestuję dzieci i dalej do tego samego Boga i w ogóle, że jak po kaczce spływa... Ja bardzo szybko wszystko to odrzuciłem, dokładnie wszystko. Dlatego powiedziałem, że mi się katolicyzm kojarzył z nietolerancją i bezwzględnością mojego ojca, z przemocą. Ostatecznie to był bardzo dobry człowiek. I nie mam do niego żalu - ze swadą odpowiadał Jan Peszek, pytany przez córkę o to, czy łatwo jest połączyć rolę artysty z tą rodzica.
Smutek. Teraz kiedy mnie pytasz, nazywam to po imieniu. Ale przez całe życie związane z wami instynktownie czułem, że wszystko, co ma być obecne w naszym domu, ma być jak najdalej od tego, co oferował katolicyzm ojca. I dlatego to tak nazwałem. A przecież kiedy ojciec umarł... Pamiętam, jak przyjechałem w tę zimę stulecia i stałem z bukietem białych goździków na mrozie, nie czułem zimna. Przeciekał dach i rynna była ogromnym wodospadem z lodu, zamarznięta. Ja się tego chwyciłem i wyłem z rozpaczy. Nie, że ojciec umarł, tylko że już nigdy nie wykonam ruchu, który powinienem był wykonać. Że wszystko stracone. I nie byli w stanie mnie odciągnąć. Mogłem zamarznąć przy tej rynnie. Nie wiem, jak długo tam stałem. Po prostu nie potrafiłem wejść i popatrzeć na niego. A jak matka umarła, to patrzyłem na nią godzinami, jak leżała. I tylko się dziwiłem, gdzie się podziały jej piersi. Te ogromne piersi - jak łatwo się domyślić, w "Naku** zen" Marii Peszek nie mogło zabraknąć tematu śmierci i kręgu życia.
Dostarczacie mi obydwoje i ty, i Błażej, pewnych przeżyć, poprzez które ja się czuję ojcem. To np. poczucie dumy, satysfakcji albo radości; chęć obrony w przypadku waszego potencjalnego zagrożenia. Wtedy się zachowuję jak zwierzę i nie daję żadnej taryfy ulgowej. Nie ma nic pośredniego - dowiadujemy się także, jak dziś sam Jan Peszek podchodzi do swojej roli głowy rodziny i dlaczego zawsze stoi murem za swoimi dziećmi. Sięgnięcie po książkę? Do księgarni trafi już 12 października!
Jak Maria Peszek prezentowała się w jednej ze swoich ostatnich aktorskich produkcji? Zobaczcie więcej ujęć aktorki z "Królowej" w naszej galerii zdjęć poniżej!