Mówienie o trudnych rzeczach nie wszystkim się podoba. Na ten temat wie coś Maria Peszek, która od początku swojej kariery spotyka się z szykanami ze strony hejterów. Niektórym nie podoba się wygląd piosenkarki, innym jej światopogląd, jeszcze inni dopatrują się w jej utworach "antypolskości". Okazuje się, że do hejterów zaliczają się nie tylko anonimowi internauci, ale również członkowie partii rządzącej.
- Przedwczoraj przysłano mi wypowiedź minister edukacji Anny Zalewskiej, która powiedziała, że moje piosenki są antypolskie. To nie jest śmieszne. Nie mam możliwości do obrony. Mogę się tylko wkurzyć - mówiła Peszek w rozmowie z Piotrem Najsztubem w stacji Tok FM. - To jest bardzo niefajne. To, że ja nie podzielam typowo polskich cech: nie wierzę w Boga, nie mam dzieci i jeszcze parę innych rzeczy, to nie znaczy, że jestem zdrajcą ojczyzny. Źle się z tym czuję. To jest niebezpieczna sytuacja. Ja jestem patriotką. Mnie to wkurza, że jakaś kobieta, która jest ministrem mówi, że śpiewam antypolskie piosenki. Co mam z tym zrobić - zastanawia się artystka.
Chodzi o wypowiedź Anny Zalewskiej w kontekście festiwalu Open'er. - Jestem matką i żoną openerowiczów. Na bisach wszyscy biegli do strefy kibica, bo były karne i unosili się w sportowym patriotyzmie, a obok śpiewała Maria Peszek swoje antypolskie piosenki - wspominała Zalewska. - Nie wiedziała, że w tym samym czasie wszyscy będą śpiewać "Polska! Biało-czerwoni", a ja z nimi? - powiedziała minister.
Poważnie zastanawiamy się, od kiedy refleksja na temat kraju, w którym się żyje to "antypolskie" zachowanie?