Był mistrzem drugiego planu, ale zawsze grał pierwsze skrzypce. Umarł z miłości chwilę po żonie

2025-01-11 5:00

Marian Kociniak, jeden z najbardziej charyzmatycznych aktorów w historii polskiego kina i teatru, pozostawił po sobie nie tylko niezapomniane role, ale także wzruszającą historię życia prywatnego. Z żoną spędził pół wieku, dla niej odstawił alkohol i... kolegów, bez niej nie potrafił żyć. Gdy odeszła, pospieszył za nią. Zmarł w miesiąc po ukochanej.

Marian Kociniak miał dar przyciągania uwagi

Marian Kociniak był aktorem niezwykłym, każda jego rola, niezależnie od tego, czy była główna, czy epizodyczna, zapadała w pamięć. Dzięki swojemu niepowtarzalnemu talentowi i precyzyjnej grze aktorskiej nawet najmniejsze postacie, które odgrywał, stawały się pełnoprawnymi bohaterami. Największą sławę przyniosła mu rola w kultowej komedii „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”, gdzie wcielił się w postać Franka Dolasa. Pokazał w niej swoją wszechstronność – potrafił balansować między komedią a dramatem, czyniąc swojego bohatera zarówno zabawnym, jak i pełnym emocji.

Kociniak miał dar przyciągania uwagi widzów swoją naturalnością i charyzmą. Niezależnie od tego, czy pojawiał się na scenie na kilka chwil, czy był w centrum uwagi przez cały spektakl lub film, jego obecność była nie do przeoczenia. W świecie aktorstwa udowodnił, że czas ekranowy nie jest ważniejszy od jakości i prawdziwości kreacji.

Z żoną spędził pół wieku. "Gdyby nie Grażyna, to bym nie żył"

Za sukcesami zawodowymi Mariana Kociniaka stała niezwykła stabilność jego życia prywatnego. Przez ponad 50 lat aktor był związany z ukochaną żoną Grażyną, która była jego największym wsparciem i miłością życia. Ich małżeństwo było czymś niezwykłym w świecie artystów, gdzie intensywne kariery często kładą się cieniem na relacjach rodzinnych.

Grażyna była dla Kociniaka nie tylko żoną, ale również jego powierniczką i przyjaciółką. Ich miłość trwała nieprzerwanie przez dekady i była dla niego źródłem siły. W wywiadach często podkreślał, że to dzięki niej mógł poświęcić się aktorstwu z pełnym zaangażowaniem, wiedząc, że zawsze może liczyć na jej wsparcie.

Gdyby nie Grażyna, to bym nie żył. Ona o wszystko dba. Ona dba, żebym się nie roztył, ona dba, żebym się nie rozpił. Całe życie walczy z moimi papierochami…

– wyznał w jednym z wywiadów.

Za sukcesami Kociniaka stała żona? "Ona jest moim cenzorem najlepszym"

Nie oznacza to wcale, że ich życie zawsze było usłane różami. Poznali się w czasie, kiedy oboje mieli za sobą trudne doświadczenia. Gdy się poznali, Kociniak miał złamane serce. Jego pierwsza wielka miłość, Maria Wachowiak, porzuciła go dla Gustawa Holoubka. Grażyna Pilaszczyńska również miała za sobą nieudany związek i samodzielnie wychowywała syna. Poznali się w 1961 roku, a pobrali w dwa lata później, mimo sprzeciwu rodziny aktora.

Nie mieli własnego mieszkania, mieszkali kątem u Romana Wilhelmiego. Kociniak nie stronił od alkoholu i przepadał za wypadami z kolegami na miasto. Wracał, przepraszał, kupował kwiaty, po czym kolejnego wieczoru historia się powtarzała. Po latach wspominał:

Ona jest moim cenzorem najlepszym, ona mi mówi, co sknociłem, ona mówi mi, co zagrałem dobrze. Tyle, ile ja przykrości narobiłem tej mojej Grażynce... Że też ona ze mną tyle wytrzymała.

Dla żony Kociniak odstawił kolegów i alkohol

W końcu miarka się przebrała. W 1978 roku Grażyna powiedziała dość. Spakowała walizki, zabrała dzieci – starszego syna z poprzedniego związku oraz wspólną córkę Weronikę i wyjechała do Paryża. Dużo czasu upłynęło, zanim zdecydowała się wrócić do Polski i męża. On już  jednak wiedział, że strata rodziny, to najgorsze, co może go w życiu spotkać. Porzucił hulaszcze upodobania, przestał pić z kolegami, ograniczył również pracę, by więcej czasu spędzać w domu.

Aktor wielokrotnie podkreślał w wywiadach, że to ona była jego opoką i największym wsparciem. To dzięki niej, jak sam mówił, mógł skoncentrować się na swojej pasji do aktorstwa i czerpać z życia pełnymi garściami. W ostatnich latach swojego życia Marian Kociniak zmagał się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Przeszedł operację usunięcia fragmentu jelita i borykał się z trudnościami w poruszaniu. W tych trudnych chwilach zawsze mógł liczyć na wsparcie ukochanej.

Śmierć nie rozdzieliła ich na długo. Odszedł w miesiąc po ukochanej

Miłość Mariana i Grażyny Kociniaków była tak silna, że nawet śmierć nie rozdzieliła ich na długo. Grażyna odeszła 11. lutego 2016 roku, pozostawiając męża w ogromnej rozpaczy. Aktor, choć zawsze tryskał energią i humorem, nie mógł poradzić sobie z jej stratą.

Przed pogrzebem mówił tylko o tym, że pogodził się ze śmiercią i już chce odejść. Nie chciał, aby bliscy i znajomi składali mu jakiekolwiek kondolencje. Nie chciał też żadnych kwiatów

- opowiadał w rozmowie z Super Expressem znajomy aktora. Zaledwie miesiąc po śmierci Grażyny, 17 marca 2016 roku, Marian Kociniak dołączył do swojej ukochanej. Bliscy i przyjaciele aktora podkreślali, że nie potrafił żyć bez niej – ich miłość była tak głęboka, że nawet śmierć nie była w stanie ich rozdzielić na długo. Powtórzyli w ten sposób niejako historię rodziców aktora, którzy również nie potrafili żyć bez siebie. Mam odeszła wkrótce po śmierci ojca:

Myślę, że zaczęła umierać z żalu za ojcem. Z tęsknoty za nim

– zdradził w jednym z wywiadów.

Wielka miłość Mariana Kociniaka. Historia z Koprem

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają