Miałem iść do 2-letniej szkoły ślusarskiej, a potem szybko do pracy, by finansowo pomóc rodzinie. Dzięki mojej ukochanej polonistce tak się jednak nie stało. "Błagam was, to jest zdolny chłopak, niech się uczy, niech choć zda maturę" - prosiła rodziców.
Wymyśliłem sobie technikum budowy silników samolotowych przy ul. Hożej w Warszawie. Tam w pierwszej klasie przyszła do nas przeurocza aktorka Janina Pollakówna i założyła kółko dramatyczne. Ale grałem także wcześniej, gdy ojciec pracował w stolarni w "Czytelniku". Jeździłem stamtąd na kolonie, podczas których wcielałem się w postać gazeciarza albo łobuza. A w kółku dostałem rolę Papkina, którą grałem z powodzeniem. Odnieśliśmy sukces, jeździliśmy z przedstawieniem po Polsce, a ja złapałem bakcyla. To mi pomogło zdać do szkoły teatralnej.
Przeczytaj koniecznie: Marian Kociniak specjalnie dla SE: To ostatni wywiad, jakiego udzielam!
Po drugiej klasie poszedłem do poradni szkoły, gdzie spotkałem profesora Aleksandra Zelwerowicza (†78 l.) i jego asystenta Kazimierza Rudzkiego (†65 l.). Zapytali mnie, co przygotowałem. Deklamowałem fragmenty z roli Papkina i wiersz Juliana Tuwima pt. "Garbus". "Piękne krawaty, lecz cóż mi po nich, kiedy jestem garbaty...". I tu pociekła mi łezka, popłakałem się. Tak byłem wzruszony. Na to "Zelwer" i Kazimierz Rudzki powiedzieli: - Synku, idź do szkoły, zdaj maturę, a my cię przyjmiemy.
Już więcej nie poszedłem do poradni. Zdałem maturę, po niej dostałem się na 2-tygodniowy obóz organizowany przez szkołę teatralną, a potem był egzamin, zdałem go i zostałem przyjęty.
Sprawdź też: Marian Kociniak: Żona nie pozwala mi pić!
Rodzice nie byli zadowoleni, ponieważ nie spełniły się ich marzenia, że wesprę ich finansowo. Ale potem matula, jak już mieszkałem w akademiku, raz na tydzień dawała mi słoiczek smalcu. W akademiku była zaś taka starsza pani, która to zupkę mi dała, to kawałek chleba. I tak dotrwałem do debiutu w 1959 roku. Miałem dyplom, na który składały się trzy spektakle, m.in. dyplom muzyczny z Basią Rylską (74 l.) i Andrzejem Gawrońskim (75 l.).
Rodzice byli wzruszeni. Kiedy zobaczyli mnie na scenie, podczas spektakli dyplomowych czy podczas przedstawienia teatralnego, grałem w "Testamencie psa" w reżyserii Swinarskiego. Matula się popłakała, ojciec też... Aż nie mogę o tym mówić. Byli szczęśliwi, niestety, wiele nie zobaczyli. Tato umarł, mając 62 lata, rak kręgosłupa, mama odeszła zaraz po nim, myślę, że z tęsknoty.