Właśnie ukazał się utwór, pt. „Si lo so”, który wykonuje pan razem z Dario Isidoris. Jaka jest historia tej piosenki?
„Si lo so”, w polskim tłumaczeniu „Tak, wiem” to utwór skomponowany przez Aleksandra Woźniaka do moich słów. W pewnym momencie zbiegły się drogi moje oraz Dario i jego menadżera Sebastiana Brzezińskiego, a ponieważ ja od ponad dwudziestu lat często jeżdżę do Włoch, nierzadko na narty, język włoski jest mi bliski. Zresztą wcześniej miałem już w swoim repertuarze kilka piosenek po włosku.
Wokale nagraliście na odległość, czy razem weszliście do studia nagrań?
Nagrań dokonaliśmy w Chorzowie. Refren jest bardzo nośny, więc powinien wpaść w ucho słuchaczom (uśmiech). Dodam, że nie jest to typowa włoska piosenka. Każdy jednak będzie miał swoją opinię na jej temat, więc zachęcam do słuchania i oglądania teledysku.
Gdzie udało wam się znaleźć tak piękne krajobrazy, jakie możemy podziwiać w teledysku?
Zdjęcia powstały w resorcie Molo w miejscowości Osiek koło Oświęcimia. Klip nagrywaliśmy w październiku i mimo że za oknem już jesień udało nam się jeszcze złapać letni klimat.
Jakie macie oczekiwania wobec numeru „Si lo so”?
Mamy nadzieję, że dotrze do jak największej rzeszy odbiorców.
Czy ma pan w planach dłuższą współpracę z Dario Isidoris?
Zobaczymy, co życie przyniesie. W dzisiejszych bardzo niepewnych czasach lepiej nie wybiegać z planami zbyt daleko, żeby się nie rozczarować. Oczywiście podchodzimy do naszej współpracy poważnie i mamy nadzieję, że będzie owocna również w przyszłości. Zdradzę, że opracowaliśmy już pewien projekt artystyczno-muzyczny, zatytułowany „Z ziemi włoskiej do Polski - Ciao Polonia, Ciao Italia”, nawiązujący do tego, że właśnie Dario z Włoch przeprowadził się do Polski. Jak się rozwinie, czas pokaże. Trzeba jeszcze dograć pewne szczegóły, przećwiczyć i jeśli będzie zainteresowanie, w co sam bardzo wierzę wkrótce wyjdziemy z tym do publiczności.
Udało wam się zaprzyjaźnić?
Nadajemy na tych samych falach i mam nadzieję, że nikt nam tego nie zepsuje. Dzieli nas trochę różnica wieku, ale stara prawda mówi, że muzyka łączy pokolenia, więc jak jest porozumienie, to i dobrze nam się razem pracuje i spędza czas. Mamy podobną wrażliwość i system wartości. Myślę, że możemy być fajnymi kumplami. Wiek to tylko cyfra i nie należy się do niej przywiązywać. Wszystko jest w sercu i w głowie.
Wiem, że obaj jesteście bardzo rodzinni. Zatrzymałabym się jednak na chwilę przy panu. Jak się niemal całe życie pracuje z żoną?
Fantastycznie. Mamy wile wspólnych pasji i zainteresowań. Jednym ze wspólnych projektów jest nasz autorski program „Przebojowe smaki”, emitowany w TVS, mamy też swój koncert „Muzyczny koktajl”. Ponadto żona od lat jeździ ze mną w trasy koncertowe, będąc zarówno kierowcą, jak i dźwiękowcem.
Czy żona czasem bywa zazdrosna o fanki?
Nie stwarzam nigdy powodów, żeby musiała się choćby w małym stopniu poczuć zazdrosna. Kontakt z fankami i fanami jest wkomponowany w mój zawód. Nie unikam spotkań po koncertach, bo kocham ludzi i śpiewam dla ludzi.
Przed laty śpiewał pan przed samym papieżem Janem Pawłem II. Jak pan to wspomina?
To było dla mnie niebywałe przeżycie. Razem z zespołem Pieśni i Tańca Dąbrowiacy, przed dwunastotysięczną publicznością zaśpiewałam w Watykanie „Czarną Madonnę”. Ten moment mocno zapadł w mojej pamięci. Miałem zaszczyt jeszcze później, przy okazji pielgrzymek papieża do Polski spotkać się z nim twarzą w twarz.
Koniecznie zobaczcie klip Mariusza i Dario!