Marta Wierzbicka na mediach społecznościowych zna się jak mało kto. Będąc na studiach, zaczęła prowadzić bloga. Potem przyszedł czas na kolejne portale - Instagram, Snapchat. Jednym słowem przeszła drogę od Facebooka do Snapchata jak niemal każdy współczesny młody człowiek. W przypadku Marty Wierzbickiej prowadzenie aktywnego życia na portalach społecznościowych przynosi wymierne zyski. Jak informowaliśmy kilka miesięcy temu, aktorka zarabia nawet 5 tys. zł za zdjęcie na Instagramie.
W ostatnim wydaniu magazynu "Grazia" pojawił się wywiad z Martą Wierzbicką. Aktorka wypowiedziała się na temat młodego pokolenia Polaków. W rozmowie nie mogło zabraknąć pytań dotyczących portali społecznościowych. Ku zaskoczeniu wszystkich gwiazda "Na Wspólnej" ocenia je negatywnie. Umieszczanie zdjęć na Snapie i Instagramie porównała schizofrenii. O tej potwornej 'chorobie' współczesnych czasów wypowiedziała się w następujący sposób:
- To działa tak: wstajesz rano, wydaje ci się, że wyglądasz dobrze, masz świetny nastrój. Robisz sobie zdjęcie i wrzucasz na Instagram czy Facebooka. I czekasz, jaka będzie reakcja ludzi. Jak jest mało lajków, rusza myślenie, co ze mną nie tak? Może jestem za gruba? Z tego punktu widzenia media społecznościowe są czymś bardzo niedobrym, bo powodują lawinę negatywnych emocji, które sprawiają, że źle się czujemy sami ze sobą. Czekamy na polubienia od anonimowych ludzi, o których nic nie wiemy. (...) Zdałam sobie sprawę, że to trąci schizofrenią - wyznała aktorka.
Z drugiej jednak strony Marta Wierzbicka nie wyobraża sobie, żeby teraz zniknąć z mediów społecznościowych.
- Nie wiem, czy bym tego chciała. Bo mimo wszystko jestem w tym, to jest dla mnie naturalne. Zdałam sobie sprawę, jak mocno w tym siedzę, wtedy gdy była sześciogodzinna awaria Snapchata i nic nie działało. Odchodziłam od zmysłów i zrozumiałam, jak bardzo jestem od tego uzależniona - wyznała.
ZOBACZ: Zobacz, jak mieszka Marta Wierzbicka! Ma tam taki chaos, jak i w życiu prywatnym?