Wojciechowska (35 l.) z niecierpliwością czekała na tę wyprawę. Szczyt Vinsona (4897 m n. p. m.) to już szósta góra zdobyta przez nią w tzw. Koronie Ziemi, czyli najwyższych szczytów świata. Martyna wyleciała z Polski 11 grudnia. Zostawiła na święta 8-miesięczną córeczkę Marysię.
- Nie wiem, jak zniosę tę świąteczną rozłąkę z rodziną - ze smutkiem mówiła nam Wojciechowska.
Dziennikarka po kilku trudnościach w ostatni piątek zdobyła szczyt masywu Vinson. Jak się okazuje, wyprawa, która miała trwać 3 tygodnie, nie wiadomo kiedy się zakończy. Wyprawa życia znanej podróżniczki stała się właśnie śmiertelną pułapką.
Zamiast cieszyć się ze zdobycia szczytu, dziennikarka walczy o życie w ekstremalnych warunkach. Gdy Martyna wraz z innymi wspinaczami schodziła z góry, nagle rozpętała się burza śnieżna. Ekipa została uwięziona w położonym na stromym zboczu obozie High Camp. Znajduje się on na wysokości 4 tysięcy metrów. Warunki są przerażające. Okrutnie zimny wiatr wieje z prędkością ponad 100 km na godzinę, a temperatura sięga 40 stopni poniżej zera. Wojciechowska tkwi w oku gigantycznej śnieżycy i nie może nic zrobić. Nawet zawiadomić reszty ekipy o stanie zdrowia. Przeciwko białemu piekłu ma jedynie mały namiot, resztki pożywienia i wody oraz kilku kolegów do pomocy. Musi więc walczyć o każdy dzień. Nie wiadomo kiedy dziennikarka będzie mogła uciec z tej lodowej pułapki. Najgorsze jest to, że na tym lodowatym pustkowiu na ratunek można czekać nawet 2 tygodnie!
- To najbardziej surowe środowisko na Ziemi i najtrudniejsza góra, jaką zdobywałam właśnie ze względu na jej niedostępność i trudne warunki klimatyczne - tak mówiła Martyna tuż po zdobyciu szczytu.
To był ostatni meldunek z Antarktydy.
Burze śnieżne mogą trwać nawet kilka tygodni, więc możemy sobie tylko wyobrażać, co przeżywa dziennikarka uwięziona na tej surowej górze.