"Super Express": - Cały czas żyje pani w biegu. Dopiero wydała pani płytę "50", a już szykuje się do następnej.
Maryla Rodowicz: - To prawda, jestem w trakcie nagrywania płyty z tekstami Agnieszki Osieckiej. Do końca października musi być już gotowa, bo w listopadzie trafi do sklepów. Także cały czas są próby. Oczywiście też dużo koncertuję i mam wiele spotkań, co wiąże się z ciągłą jazdą, która jest męcząca.
- W poniedziałek będzie pani brała udział w nietypowym spotkaniu...
- Zgadza się. Dostałam zaproszenie od Radia Wawa do "Śniadania w chmurach". Będziemy siedzieć na platformie zawieszonej na dźwigu. Na szczęście nie mam lęku wysokości, no i czego się nie robi dla sprawy. To będzie pozycja wyjątkowa.
- Jak w całym tym zabieganiu znajduje pani czas dla siebie i na relaks?
- Na szczęście szybko się regeneruję. Pomagają mi w tym na przykład masaże. Mam fantastycznego masażystę, który potrafi szybko mnie wyprostować. Są to masaże lecznicze na kręgosłup i nogi. Niestety, nie mam czasu, żeby często z tego korzystać. Relaksuję się też, spędzając czas po prostu w domu. Moje kochane koty też sprawiają, że lepiej się czuję.
- No właśnie, przecież w maju zginął tragicznie pani ukochany kot Kazimierz. Czy jest już w domu jego następca?
- Tak, kupiłam drugiego kota. Wygląda tak samo, ma te same zachowania i też nazwałam go Kazimierz. Wierzę bowiem, że dusza tamtego Kazimierza weszła w tego. Nadal jednak moje koty nie wychodzą z domu, aby nie przeskakiwały przez płot do sąsiada i jego psów, gdzie zginął Kazimierz. Muszę im wystarczyć ja i kanapa.