Pewnego dnia usłyszałam, że powstaje telewizja TVN Meteo. Wysłałam swoje demo do Tomka Zubilewicza i po pewnym czasie zaczęłam pracować w tej stacji. Ale to nie było tak, że byłam objawieniem i nagle ktoś mnie chciał w tej stacji. Kosztowało mnie to trochę wysiłku. Na szczęście spodobałam się i zostałam. W 2005 roku przeszłam do TVP.
Ale nie samą pracą człowiek żyje. Najważniejsza jest dla mnie córka.
Gdy zobaczyłam na teście ciążowym dwie kreski, wpadłam w panikę. Nie wiedziałam, co zrobić. Te dziewięć miesięcy tak zmieniło światopogląd i postrzeganie wszystkiego. Zaraz gdy przeszła mi panika, poczułam, że jestem matką w stu procentach. Włączyła mi się odpowiedzialność i trzeźwe myślenie. Kochałam Julkę od pierwszego momentu, kiedy się dowiedziałam, że jestem w ciąży.
Wiedziałam, że to będzie córka, że będzie miała na imię Julka po mojej ukochanej babci. Jest superdziewczynką. Zwierza mi się, jesteśmy przyjaciółkami.
Ale moje życie nie zawsze wyglądało różowo. Gdy dowiedziałam się, że mam raka szyjki macicy, w pierwszej chwili nie dopuszczałam tej myśli do siebie. Dopiero gdy zadzwoniłam do mamy, po kilku minutach wyłam do słuchawki z rozpaczy. Dotarło do mnie, że jestem chora na raka. Wiedziałam, że nie wolno mi się poddać, że muszę się leczyć. Była szybka operacja i szybki powrót do domu, do pracy, do Julki. Wtedy Julka była za mała, żeby jej o tym mówić. Dopiero niedawno wytłumaczyłam jej, że są choroby, które prędko wykryte można wyleczyć. Gdy jeżdżę po szpitalach w ramach akcji "Kwiat kobiecości", której jestem ambasadorką, to widzę, że wiele kobiet się poddało. Nie chce im się walczyć.
Gdy jest się ciężko chorym, potrzebne jest wsparcie rodziny. Ja je miałam. Nawet gdy chciałam, nie byłam sama, bo albo mama, albo siostra do mnie dzwoniły.
Teraz jestem zdrowa i przede mną mnóstwo fajnych rzeczy.