Mateusz Damięcki zapomniał majtek i musiał pędem wrócić do domu
Mateusz Damięcki miał naprawdę zwariowany dzień. Początkowo jednak nic nie zapowiadało kłopotów. Aktor był bardzo aktywny w mediach społecznościowych przed wyborami parlamentarnymi. Opublikował m.in. szokujący filmik, na którym wystąpił z zakrwawioną twarzą. Później z kolei Mateusz Damięcki ostro zaatakował rządzących za ich "dorobek" ostatnich ośmiu lat. Po 15 października aktor miał mieć spokojniejsze życie. Nieoczekiwanie jednak pojawił się inny problem. Mateusz Damięcki zapomniał dowiem majtek i musiał pędem najpierw wrócić do domu, a potem gnać do pracy! Wszystko opisał w bawiącym do łez wpisie na Instagramie. A zaczęło się od jajecznicy, którą aktor spałaszował z rana. Może to jej smak sprawił, że zapomniał o tak przyziemnych sprawach, jak zabranie majtek? Pod galerią "Tak się zmieniał Mateusz Damięcki" prezentujemy cały wpis aktora.
Dziś gram w Krakowie. Poszedłem wczoraj spać przed dziesiątą. Rano wcześniej wstałem, wyjazd spod Teatru Polonia o 9:45, pojadę sobie komunikacją, a co, chociaż raz inaczej. Pau z dziećmi w Poznaniu, luzik, jajecznica i te sprawy. Wstukałem podróż w googlach, tyle opcji do wyboru, a wszystkie na spokojnie, rozpusta. Wziąłem pod uwagę trzy, prosto pod teatr. 1 opcja: spacer 14 min., autobus, metro, opcja 2: spacer 14 min., autobus, tramwaj, opcja 3: spacer 14 min., autobus, tramwaj, metro. Wyszedłem trochę później niż planowałem. I trochę mniej spokojnie. No bo jajecznica, luzik i te sprawy. Zapomniałem tylko, że wypadałoby się ubrać, i że to trwa. Spod bramy musiałem się wrócić po majtki, w których gram spektakl. „Spacer 14 min.” zamienił się w bieg, a kiedy wychodziłem ze swojej ulicy na ulicę „…-wską”, spojrzałem w apkę i okazało się, że powinienem był iść na przystanek skrótem, i że nie skręciłem w „…-ową”. Zrezygnowałem zatem z opcji nr 1 i rzuciłem się biegiem przed siebie, żeby zdążyć zgodnie z opcją nr 2, z innego przystanku. Kiedy mijałem skrzyżowanie, autobus „x” właśnie mijał przystanek, do którego zabrakło mi 200 metrów. Włączyłem 2 bieg, na próżno. Ledwo łapiąc oddech, obrałem więc kierunek przeciwny, opcja nr 3. I tu już los sie do mnie uśmiechnął. Nadal wypadało, że zdążę, na styk, ale jednak. Porażka opcji nr 2 wynikała z punktualności autobusu „x”, co pozytywnie prognozowało dla mojej przyszłości, teraz uzależnionej od opcji nr 3. Do przystanku pozostało mi 8 minut, a że widziałem go już na horyzoncie, odetchnąłem. Doszedłem do celu z 5 min. zapasem. Usiadłem. Kupiłem w aplikacji bilet, napisałem SMS do kolegi, zadzwoniłem do Pau i dzieci. Zobaczyłem nadciągającą dostojnie żółtą bryłę wehikułu, który jak ratunkowa łódź, powoli zbliżał się do mnie, samotnego rozbitka, dryfującego po tafli niepewności, pełnego jednak nadziei i satysfakcji akonto tego, że chyba się udało. Rozmarzyłem się. Najwyraźniej za bardzo. Autobus zbliżył się do przystanku, zwolnił i dość płynnie wszedł w zakręt znikając mi równie jednostajnie z oczu, jak wcześniej się przed nimi pojawił. Chyba był na żądanie. Tak. Był. Zamówiłem taksówkę. Pięknego dnia kochani