Krystyna Sienkiewicz: Mąż mi niepotrzebny WYWIAD

2011-07-18 4:00

supergwiazda "Różowe zjawisko STS-u"... napisał o niej Krzysztof Teodor Toeplitz, ujrzawszy ją na scenie Studenckiego Teatru Satyryków, gdzie debiutowała. Krystyna Sienkiewicz. nadal jest zjawiskiem polskiego kabaretu

- Podobno ceni sobie pani życie w pojedynkę.

- Nigdy nie musiałam zabiegać o facetów, nie musiałam podstawiać im nogi, to oni mi podstawiali, żebym lądowała w ich ramionach. Także doświadczenia z nimi to ja mam, oj mam. I dlatego cenię sobie życie w pojedynkę.

- Mężczyźni do pani lgnęli, bo była pani nie tylko atrakcyjną, ale i pełną humoru kobietą. Z panią nie sposób było się nudzić. Ponadto, jak sama pani lubiła podkreślać, szybko stała się cenną panienką...

- A tak. Dość wcześnie zaczęłam grać w filmach, teatrach, kabaretach, wcześnie zaczęłam wyjeż-dżać ze spektaklami za granicę. Zarabiałam, miałam dolary, no to byłam pożądaną kandydatką do usidlenia. Mogłam wybierać, przebierać. I wybierałam, przebierałam.

- Dwa razy skutecznie, ale chyba niezbyt odpowiednio? Pani dwa małżeństwa dość szybko zakończyły się rozwodem?

- Cóż, dwa razy wpadłam w czyjeś ramiona na dłużej. Najpierw był Włodek, artysta, który wyjechał do Niemiec, żeby tam robić karierę piosenkarską. A ja do Niemców jechać nie chciałam, miałam niedobre rodzinne wspomnienia. Drugi to był Andrzej, też artysta z STS-u. On już miał nieślubne dziecko, a ja właśnie adoptowałam Julkę. I wzięliśmy ślub, żeby dziewczynka miała pełną rodzinę, fajny dom. A wkrótce potem okazało się, że on wyprowadził pół mojego majątku dla swojego dziecka i innych kobiet.

- I te doświadczenia pewnie wystarczyły, żeby zrazić się do mężczyzn?

- Ależ skąd! Ja tak łatwo się nie zrażam. Do niczego. Ale jak tak patrzę i widzę, co się dzieje w tych damsko-męskich relacjach, to myślę sobie, że lepiej w pojedynkę. Bo niby dlaczego jakiś facet miałby wydawać moje ciężko zarobione pieniądze? Ja wolę robić to sama. Wolę za swoje pieniądze utrzymywać się sama, a nie, żeby za moje pieniądze musiał mnie ktoś utrzymywać.

- Chyba jednak nie chce pani powiedzieć, że mężczyzna w ogóle nie jest kobiecie potrzebny?

- Czasami się przydają, np. jak trzeba korek wkręcić. A że nie zawsze są korki do wkręcania... Oni się nadają na dodatek do kobiety.

- Hm, dość radykalne stwierdzenie. A co ma zrobić kobieta typu bluszcz, taka, która nie potrafi samodzielnie przejść przez życie?

- Ma się tak wykształcić, żeby nie być zależną od mężczyzny. Nie musi umieć wszystkiego robić, od pomocy są przyjaciele. Ale musi postawić na samodzielność. Zresztą, ja uważam, że kobieta to nie jest płeć, to zawód. To my jesteśmy silne, niezastąpione, więc kochajcie nas, póki tchu wam nie brakuje!

- Aha, czyli oni są od kochania nas?

- Jasne! Mają kochać i cieszyć się, że im na to pozwalamy.

- Pani jest osobą niezwykle samodzielną, zaradną, energiczną. Niedawno oglądałam panią na estradzie. Fikała pani nóżkami tak, że niejedna dużo młodsza mogłaby pozazdrościć. Co trzeba robić, żeby nogi same tak biegały?

- Wiadomo, używać, bo tylko organ używany nie zanika.

- Nadal robi pani te swoje słynne naleweczki, np. pigwówkę, po której kiedyś nie mogłam od pani wyjść na prostych nogach?

- Oczywiście. Na pigwówkę jeszcze za wcześnie, ale robię teraz taką chujóweczkę, tak to nazywam, bo to z młodych pędów choiny. Zapraszam.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki