- To była taka męska wyprawa - zdradza "Super Expressowi" Krzysztof Ibisz. - I świetnie się tam obaj bawiliśmy - dodaje opalony niemal na heban popularny dziennikarz.
Bo co roku w wakacje Ibisz stara się poświęcić czas Maksowi. Tym razem spędzili całe siedem dni w hotelu, w uroczym i popularnym kąpielisku Kemer, w południowo-zachodniej Turcji nad Morzem Śródziemnym.
Dziennikarz, który nie zapomniał o tym, że był dzieckiem, starał się, jak mógł, by jego syn się nie nudził. I dlatego prezenter zapewniał chłopcu wszelkie atrakcje. Maksowi chyba najbardziej podobała się prawdziwa męska wyprawa jeepami. Obaj panowie nie tylko zwiedzali okolicę, ale posmakowali też trudów jazdy po tamtejszych drogach. A po tych trudach odpoczywali w zaciszu hotelu.
Innych wrażeń i zajęć też nie brakowało. Codziennie zaczynali z Maksem od basenu, potem grali w piłkę, a w końcu rzucali się do morza, by w niemiłosiernie słonej wodzie zmagać się z falami. Przez cały ten czas chłopiec był pod czujnym okiem taty. Bo jakżeby inaczej.
- Dopiero w zeszłym roku Maks nauczył się pływać - mówi troskliwie Ibisz. - Dlatego w wodzie trzeba jeszcze na niego szczególnie uważać.
Wypad do Turcji był też dla Ibisza świetną okazją... żeby się opalić. I trzeba przyznać, że ze zbrązowiałą skórą jest mu bardzo do twarzy.
Najważniejsze jednak dla Krzysztofa było to, że spędzał czas tylko ze swoim starszym synem. Bo na takie wyprawy ma czas tylko dwa razy do roku.
- W zimie jeździmy na narty, a latem gdzieś popływać i się poopalać - mówi Krzysiek. - I niech to będzie taka nasza tradycja.