W czasach Złotej Ery Hollywood amerykańska branża filmowa miała dwie królowe - Marilyn Monroe i będąca jej przeciwieństwem Elizabeth Taylor. Podczas gdy pierwsza urzekała wizerunkiem słodkiej kokietki, druga świadomie wybierała o wiele bardziej prowokacyjne role, głównie uwodzicielek w typie „femme fatale”. Być może dlatego, że sama pod wieloma względami je przypominała – żadnemu mężczyźnie nie udało się dotrzymać kroku tej pełnej temperamentu i zachłannej na życie piękności.
Elizabeth od małego wychowywana była w przekonaniu, że może dostać wszystko, czego pragnie, zwłaszcza, że od początku wydawała się urodzona pod szczęśliwą gwiazdą. Pochodząca z zamożnej amerykańskiej rodziny dziewczyna już w wieku trzech lat zaczęła pobierać lekcje baletu, a na ekranie zadebiutowała mając zaledwie 10 lat. Dzięki takim rolom jak w filmie „Lessie wróć!” i „Wielkiej nagrodzie”, jej kariera błyskawicznie nabrała tempa. Kolejne produkcje przyniosły jej aż pięć nominacji do Oscara i 2 statuetki, największy rozgłos zaś przyniosła główna rola w „Kleopatrze”.
Charyzma i uroda, jaką się odznaczała, wcześnie zaczęły przykuwać uwagę mężczyzn, dla których w latach 50. i 60. stała się symbolem kobiecego piękna. Elizabeth zdawała sobie sprawę, jakie wrażenie wywiera na płci przeciwnej, a ponieważ sama była niezwykle kochliwa, co i rusz wikłała się w mniej lub bardziej znaczące romanse. Siedem z nich zakończyło się ślubem. Pierwszy raz na ślubnym kobiercu Taylor stanęła mając 18 lat. Dwa pierwsze małżeństwa szybko jednak skończyły się rozwodem. Trzeci mąż aktorki – Michael Todd – zginął zaledwie tok po ślubie. Czwarty z kolei porzucił dla gwiazdy żonę i dzieci, małżeństwo przetrwało jednak tylko 5 lat.
Na podobny krok zdecydował się także Richard Burton, którego Taylor poślubiła aż dwukrotnie, za każdym razem jednak związek kończył się rozwodem.
Mimo, że aktorka w przyszłości dwukrotnie jeszcze wychodziła za mąż, po koniec życia przyznawała, że to właśnie Burton okazał się prawdziwą miłością jej życia. Pytana o swoją kochliwość, zwykła mawiać, że „jest więźniem miłości”. Jednocześnie jednak powtarzała: „nie sztuka pokochać, znacznie trudniej wytrwać”. Historia jej burzliwego życia zdaje się to potwierdzać. Ostatecznie zamiast rodzinnemu szczęściu w ostatnich latach gwiazda zdecydowała się poświęcić potrzebującym, przede wszystkim chorym na AIDS. Odeszła w 2011 r.