"SE": - Kto jest tak naprawdę twórcą naszego hymnu na mistrzostwa Europy?
Michał Malinowski: - Wszystko wygląda tak: zrobiłem konkurs "Piłkośpiewka" na EURO 2012. I "Koko" zostało stworzone na ten konkurs. Zauważyłem duży potencjał, po tym jak otrzymałem tekst od pań. Wtedy postanowiłem zająć się całą oprawą, żeby jakoś to brzmiało i wyglądało. Mój współpracownik Artur Stępiński poznał Grzegorza Urbana i dzięki temu mamy muzykę. Panie z zespołu Jarzębin w ogóle nie wpadłyby na taki pomysł. Powiedzieliśmy im, żeby trochę się ruszały na scenie, a nie stały jak czołgi. No i daliśmy tych młodych muzyków.
- To dlaczego odcięły się od pana. Dlaczego wybuchła ta afera?
- Dla mnie przede wszystkim liczy się uczciwość, a tutaj panie poszły zupełnie w inną stronę. Wydałem kilka tysięcy złotych, żeby one w ogóle zaistniały. Gościłem je w Warszawie, kiedy przyjechały na konkurs. One za nic nie płaciły. I już zaraz po konkursie były pierwsze odzywki do mnie, że się rozstaniemy. Pomyślałem, że są zmęczone. Jednak po kilku dniach okazało się, że to była prawda. Próbowały na siłę znaleźć jakieś problemy. W końcu doszło do tego, że zaczęły się wobec mnie zachowywać agresywnie. Zresztą uczestniczyłem w tym, jak one żarły się między sobą. Skakały sobie wręcz do oczu. Już dzień po wygranej jedna z najmłodszych jarzębinek tak była zdenerwowana, że rzuciła krzesłem w TVP Info i wyszła!
- Czuje się pan oszukany. Zainwestował pan około 10 tys. złotych...
- Panie z Kocudzy pokazały zachłanność, chciwość i odniosły się bez jakiegokolwiek szacunku do innych. Stosują tego typu metody i dla mnie to są podłe baby. Czuję się odpowiedzialny za ten produkt i za cały szum, który wokół tego powstał. Mam wiele szacunku do krytyki, która też się pojawiła. W tym momencie te panie nie powinny reprezentować Polski ani nie powinny lecieć do Brukseli. Nie powinno się ich pokazywać publicznie. O samym zespole powinno się zapomnieć. Sława sławą, ale normy moralne obowiązują nas wszystkich.