- Już po pierwszych odcinkach serialu widać, że Maciek nie jest typową czarną owcą w rodzinie.
- Nie. Ale jest przeciwieństwem swojego poukładanego brata (Krystian Wieczorek - przyp. red.). Janek to facet, który przez 45 minut uważnie uczestniczy w lekcji, natomiast Maciek wiecznie czeka na przerwę.
- Czyli po prostu jest nieodpowiedzialnym imprezowiczem!
- To lekkoduch, ale mimo wszystko wrażliwy. Owszem, spóźnia się do pracy i lekceważy zobowiązania, a mimo to jest sympatyczny. Dlatego właśnie wszystkie błędy są mu wybaczane.
- Łatwiej mu, bo pracuje w firmie rodziców!
- Ale z drugiej strony to dobry fachowiec. To, że lubi się bawić i wciąż jest spóźniony, nie oznacza, że nie może czegoś skutecznie załatwić.
- Lubi też bawić się kobietami.
- Na początku serialu może się wydawać, że wykorzystuje sytuację. Jednak tak naprawdę to bardzo uczuciowy człowiek. W serialu będzie czas, żeby to też pokazać.
- Zaprzyjaźni się z Julią?
- I nie tylko! Będą zaskoczenia!
- "Julia" to już drugi serial, który kręci pan w Krakowie. Zamierza pan przenieść się tu na stałe?
- Nie, choć większość czasu spędzam teraz w Krakowie, to moja baza jest w Warszawie.
- Pod Wawelem czas płynie inaczej?
- Owszem, wolniej. Ale bardzo mi to odpowiada. Pochodzę z Elbląga, a tam w ogóle czas stoi w miejscu. Można to poczuć zwłaszcza latem. Gdy wtedy jestem w Elblągu, nie chce mi się wyjeżdżać. Naprawdę kocham to miasto. To są moje zapachy, mój widok, moje ścieżki. W Warszawie mieszkam na Saskiej Kępie. To najspokojniejsza dzielnica miasta. Tu też czas płynie wolniej. To mój kawałek Elbląga w Warszawie.
- Mieszka pan w Warszawie, pracuje w Krakowie, a rodzinę ma w Elblągu. Każdą wolną chwilę musi pan spędzać w podróży.
- Moja dziewczyna, Madzia, kiedyś mieszkała w Słupsku. Teraz dziwi się: "Jak ty to robiłeś, że po 10 godzinach na planie w Krakowie jechałeś do mnie nad morze?". To było w czasach "Majki". Jeździłem tak kilka razy w miesiącu. Miałem wtedy pseudonim Cyborg. Ale doszło do wypadku. Jechałem 110 kilometrów na godzinę i w okolicach Bydgoszczy skasowałem samochód. To mogło się źle skończyć. Na szczęście przeżyłem.
- Długo leżał pan w szpitalu?
- 3 godziny. Po czym wsiadłem do samochodu zastępczego i dalej jechałem do Słupska.
- Po takim wypadku przewartościowuje się życie?
- Pamięta się o tym. Na szczęście z czasem wspomnienie się zaciera. Chociaż do tej pory przypominam sobie zapach gazu z poduszki powietrznej, pomarańczowe migające światła i widok mojej ukochanej Madzi, która traciła przytomność.