- Robert uczył mnie kilku rzeczy: pozowania na ściankach, tlenienia włosów, płacenia w sieci i innych tego typu rzeczy - mówi "Super Expressowi" Witkowski i dodaje: - Przede wszystkim obgadywaliśmy wszystkich i wszystko, co się dało. Pokazywaliśmy sobie nowe kurioza na YouTubie. To on pierwszy pokazał mi takie dziwy, jak Jożin z Bażin czy Aldona Orlowska. Chętnie przeglądałem jego książki, których miał bardzo dużo, bo brał gratisy z "Wprost". Oczywiście połowę pożyczałem i zapomniałem oddać.
Jego przyjaźń z dziennikarzem oczywiście obfitowała w różnego rodzaju imprezy. Wszak nie jest tajemnicą, że Robert lubił używki i zabawę.
- Przede wszystkim na imprezach u Leszczyńskiego piło się dużo wina nalewanego do wielkich plastikowych kubków z napisami w stylu: "supertata". W tym mieszkaniu często bywali inni ludzie, ale ja zawsze chciałem gadać z Robertem poważnie, więc wolałem przychodzić, gdy był sam - opowiada znany pisarz i dodaje, że Leszczyński lubił towarzystwo kobiet, uwielbiał, kiedy laski na niego leciały.
- Zazwyczaj na imprezach ja dawałem się łatwowiernie nabrać jego zapewnieniom, że "zaraz jedziemy do domu", po czym musiałem przez pięć godzin chodzić za nim z klubu do klubu, bo on popadał w clubbing. Był typowym człowiekiem nocnym, a ja tylko łatwowiernie chciałem się z nim zabrać, bo mieszkaliśmy po sąsiedzku... - śmieje się Michał.
- Udawało mi się też wyciągać go na spacery, które nie leżały w jego charakterze, bo nie był człowiekiem natury, więc trochę cierpiał. Ale gęby nam się nie zamykały! On też bardzo dużo opowiadał o tym swoim Olecku na Mazurach, z którego pochodził. "U nas, w Olecku" to dopiero był chleb, to dopiero były dziewczyny itd. Raz kazałem mu wąchać ziemię i kłody drzew, że niby musimy mieć kontakt z naturą, ale on raczej tego nie kapował - kończy Witkowski.
Zobacz: Nieznane fakty na temat śmierci Leszczyńskiego. Miał kompleks Wojewódzkiego