- Wchodzę na konto i już mam je zajęte z powodu urzędu skarbowego, bo coś tam nie było zapłacone, nie mogę pobrać pieniędzy, żeby zapłacić ludziom za pracę i mam do wyboru albo zapłacę urzędowi skarbowemu albo pracownikom. Zanim rozwiążę ten problem z urzędem, to w tym czasie nie zapłacę ludziom na chleb. Więc idę do skarpety i wyjmuję z niej - mówiła Ewa Minge w rozmowie z Beatą Lubecką w Radiu Zet.
Projektantka nie chciała podać, jakie już ma straty związane z pandemią koronawirusa.
- Ja nie chcę w tej chwili podawać liczb, ale są to potężne straty. Natomiast powiem szczerze – ja jestem takim człowiekiem, który wychodzi z takiego założenia, że biznes to jest potężne ryzyko, zwłaszcza biznes sezonowy. To jest biznes modowy, to jest biznes spożywczy, który też ma datę ważności. Natomiast dla mnie dzisiaj jest jedna najważniejsza rzecz. Pal sześć to, co stoi na magazynie. Coś z tym zrobimy, sprzedamy, zutylizujemy, rozdamy za złotówkę potrzebującym. Natomiast to jest ten moment, kiedy ja się najbardziej martwię o moich pracowników. Ja mam ich 30 lat - wyjawiła.
Minge ma ok. 40 pracowników i nie zamierza ich na razie zwalniać. Teraz zleciła im szycie maseczek ochronnych.
- W związku z tym to… to moje szycie maseczek to jest artterapia – przepraszam za to, co powiem – to jest oczywiście taki rodzaj z mojej strony takiej filantropii, która wiele razy w życiu zaprowadziła mnie w kozi róg, a z drugiej strony uważam, że było warto, dlatego… Te maseczki głównie trafiają do szpitali. Do szpitali zaprzyjaźnionych z nami, ponieważ ja prowadzę Fundację Black Butterflies. Fundację, która wspiera ludzi chorych onkologicznie, ludzi również w ciężkim stanie. (...) To jest Gdańsk – Szpital Marynarki Wojennej, to jest nasza Zielona Góra, to jest Warszawa, to jest Wrocław, to są szpitale mniejsze – Szczecinek mój rodzinny. - wyznała.
Ewa Minge zdradziła, że jej firma uszyła 30 tysięcy maseczek. - Bo to, że moja firma szyje, to ja tylko mogę powiedzieć tak: jeżeli uszyliśmy 30 tys. maseczek i policzyć to po 5 zł, bo po tyle chodzi taka maseczka na rynku, to ja zasponsorowałam państwu ze 150 tys. Mówię „zasponsorowałam”, bo ja moim dziewczynom muszę zapłacić, muszę zapłacić za tkaninę - dodała.
Zdaniem projektantki pandemia będzie trwała to końca kwietnia. Potem jej branża jakoś się "otrzepie". - Wstaniemy, damy radę. Bierzemy w tej chwili wszystko, żeby tylko przetrwać, ale na takim przetrwaniu długo nie ujedziemy – oceniła Ewa Minge.
Jeśli rządy i najbogatsi ludzie świata, nie pomogą w walce z koronawirusem, zdaniem Minge może zakończyć się to tragicznie. - Może być taka sytuacja, że jak na tych filmach Science-Fiction pojawi się anarchia, że ludzie nie wytrzymają, w nerwach, stresach, z powodu utraty pracy będą zamieszki - wyznała w internetowej części programu „Gość Radia ZET”.
Ewa Minge zaapelowała również do polityków. - Weźcie się państwo z danej partii zastanówcie, kto za wami stoi, kto jest waszymi przyjaciółmi, mówię o ludziach zamożnych, z dużym biznesem, którzy wspierają państwa partię - mówiła.
Wybitna projektantka Ewa Minge sama szyje maseczki na koronawirusa. WIDEO. Super Raport