Zbiórka na pomagam.pl ma trzy dni i udało się już zebrać blisko 175 tysięcy ze 150 tysięcy planowanych. Nagłośnił ją także fotograf Bastek Czernek, który mieszkał z Olą, gdy 9 lat temu przeprowadzili się do Warszawy. Aleksandra Orawczak od dziecka cierpi także inną chorobę, genetyczną chorobę Olliera. Teraz musi walczyć z rakiem.
- Każdy kto mnie zna, wie doskonale że zawsze liczę na siebie, nie potrafię prosić i liczyć na innych… Jestem osobą bardzo dynamiczną, pomimo przeciwieństw losu zawsze mam uśmiech przyklejony do twarzy i jestem naładowana dobrą energią i siłą do działania ale aktualnie zdrowie zatrzymało mnie w takim momencie że muszę prosić Was o pomoc, bo czuję się bezradna - napisała na Instagramie i wrzuciła zdjęcie ze szpitala, gdzie pokazała opatrunek i podłączenie do aparatury.
Z wpisu na pomagam.pl dowiadujemy się, że to bardzo rzadki typ nowotworu, który jest oporny na chemię i radioterapię. - Jedyna opcja leczenia to cięcie. Mój guz bardzo narozrabiał w oczekiwaniu na operację, konieczna była radykalna i ciężka operacja, usunięcie całego talerza biodrowego wraz z mięśniem pośladkowym z prawej strony. Niestety nie była możliwa rekonstrukcja biodra, ze względu na obawy przed wznową lub infekcją. Zatem mój powrót do życia i pracy oraz sprawności może potrwać do roku czasu a ja zostałam bez możliwości wykonywania swojej pracy, środków do życia i leczenia :( Potrzebuje pieniędzy na przeżycie, rehabilitacje, dojazdy do placówek medycznych, żywność medyczna, dietę onkologiczna, pomoc psychologiczna oraz kuracje wspomagające leczenie. Jestem osoba która zawsze liczy wyłącznie na siebie, nie potrafi prosić i liczyć na innych.. ale w tym momencie czuje się bezradna i potrzebuje bardzo Waszej pomocy. - czytamy.
Aleksandra Orawczak opisała także jak dowiedziała się o strasznej chorobie. - W końcu otrzymałam opis badania, a w nim podejrzenie chrzęstniakomięsaka, do pilnej konsultacji z onkologiem. Minęła chwila i onkolog zalecił biopsje, podczas badania czułam że coś jest nie tak a lekarz pobierając próbki, powiedział że nie wygląda to dobrze i mam być przygotowana na najgorsze. Łzy leciały jak szalone, nie umiałam się powstrzymać. Nie tak widziałam swoje życie w wieku 29 lat.. 3 tygodnie oczekiwania na wynik histopatologiczny, to był najgorszy czas. Ale byłam pozytywnie nastawiona, myślałam że to może pomyłka.. że będzie dobrze. 20 października spędziłam na onkologii cały dzień w kolejce, w końcu weszłam do gabinetu i zdębiałam.. słysząc że mam raka, myślałam że to żart. Nie taki scenariusz miałam w głowie, nie umiałam się uspokoić. Ta informacja rozwaliła mnie na kawałki.. ale musiałam uzbroić się do walki o życie! - czytamy we wpisie stylistki.
Stylistka 10 stycznia poszła do szpitala i poznała tam nowego lekarza. - Zrobił nowe badanie RTG które wykazało że guz narozrabiał tak mocno że moje biodro jest wyżarte na wylot. Dowiedziałam się że operacja musi być bardzo radykalna i ciężka. Że nie wiadomo do jakiej sprawności wrócę, że mój powrót do chodzenia może trwać nawet rok czasu. (...) Aktualnie jestem po operacji, poruszam się wyłącznie z kulami i gorsetem, dopiero po 3/4 miesiącach gdy tkanki miękkie trochę się odbudują, będę mogła rozpocząć rehabilitacje. Potrzebuje do tego również specjalistycznej diety. Będę szczera, nie byłam przygotowana na to finansowo.. pracuje jako freelancer, skoro nie pracuje to nie zarabiam. Nikt nie wypłaca mi L4… wchodząc na oddział dowiedziałam się dopiero jak mój stan się pogorszył, nie byłam w stanie tego przewidzieć - poinformowała Orawczak.