Agata, Paulina i Jan nie zawsze trzymali się razem. Dzieci Wojciecha Młynarskiego przez długie lata były skłócone. - To, że nasze drogi jako rodzeństwa się czasem rozchodziły, to był także wynik pewnych decyzji życiowych taty. Dlatego każde z nas miało swoją własną z nim drogę. To rzutowało na nasze wzajemne relacje. Ale teraz jest bardzo dobrze. Dogadujemy się bez problemów. Wiemy, że musimy sprostać wyzwaniom, jakie postawił przed nami tata - wyznaje Agata w rozmowie z magazynem "Newsweek".
Okazuje się, że sporządzony na kilka miesięcy przed śmiercią artysty testament zmusił do współpracy jego dzieci. Cała trójka zgodziła się na warunki podziału majątku, który szacuje się na około 3 mln zł. Istotnym jego składnikiem są tantiemy, czyli około 30 tys. zł miesięcznie. Wojciech Młynarski był bowiem twórcą wielu hitów, m.in.: "W Polskę idziemy", "W co się bawić", "Róbmy swoje", "Jesteśmy na wczasach" czy też części muzyki do serialu "Wojna domowa". Aby ratować swoją twórczość i zapewnić jej ciągle egzystencję w mediach, nakazał dzieciom w testamencie utworzenie fundacji. - Pytaliśmy: "tatulku, jak ty byś chciał, żeby było kiedyś z twoimi piosenkami?". Tata wyraził życzenie, by powstała fundacja, która zajmie się opieką ochronną jego twórczości. Jego wolą wyrażoną na piśmie na długo przed śmiercią, kiedy już chorował, ale był jeszcze w zupełnie dobrej formie, było to, żebyśmy we trójkę zajmowali się jego pracami, żebyśmy się dogadywali. I tak się dzieje - zapewniają Paulina i Agata i dodają: - Działamy we troje, angażują się też nasze dzieci. Ta praca bardzo nas konsoliduje, scala. Choroba taty na pewno nas zjednoczyła. Dotychczas każde wędrowało swoją drogą...
Zobacz także: Terlikowski lubi Chodakowską? Dziennikarz staje w jej obronie