Jak zwał, tak zwał. Na Julię po prostu chodzi się do kina. Bez względu na postać, w którą się wciela - czy to prostytutka, studentka czy samotna matka - daje swej bohaterce siłę, niezależność, a zarazem umiejętność porozumiewania się z ludźmi.
Rola Katherine w filmie "Uśmiech Mony Lizy", młodej profesorki college'u, która stara się przekonać swoje studentki, że ich ambicje życiowe nie powinny ograniczać się do zamążpójścia, była jakby skrojona dla aktorki.
- Newell (reżyser - przyp. red.) zgadzał się, że Roberts jest idealna do roli Katherine Watson. Potrafi nawiązać intymny kontakt z widzami. Czują, że ją znają i że mogą ją polubić - mówi Lawrence Konner, scenarzysta.
Tak się też stało. Ale podziwu dla Julii nie kryły też grające z nią aktorki - Marcia Gay Harden, Kirsten Dunst, Maggie Gyllenhaal.
- Byłam nią zafascynowana. Sposobem, w jaki się porusza, w jaki nawiązuje kontakty z ludźmi. Jest skupioną, silną kobietą, a zarazem bardzo wrażliwą. Przeżywa takie emocje, że wydaje się, że w każdej chwili może się rozsypać. Dlatego grane przez nią postaci są tak bardzo realne, silne i skomplikowane - ocenia Gyllenhaal.
Po walentynkowym obrazie... "Walentynki", który gościł na polskich ekranach w lutym br., a z nim Julia Roberts, na jesieni zobaczymy aktorkę w polskich kinach w głównej roli w filmie "Jedz, módl się, kochaj".