Kasprzyk: Żałuję, że nie mam więcej dzieci

2008-11-07 4:00

Ewa Kasprzyk (51 l.) ma sławę, pieniądze i szczęśliwą rodzinę. Żałuje tylko jednego.

Aktorka Ewa Kasprzyk dołączyła właśnie do ekipy serialu „Na dobre i na złe”. Tryska energią, umówiła się z nami w jednej z warszawskich restauracji. Rozmowa z artystką to wielka przyjemność, bo miło spotkać człowieka, który robi to, co lubi.

Witamy na nowo w świecie seriali! Ciągnęło wilka do lasu?

Ewa Kasprzyk: (śmiech) Żeby pan wiedział, że ciągnęło. Półtora roku temu odeszłam ze „Złotopolskich”, inne seriale pokończyły się i postanowiłam nie przyjmować innych nowelopodobnych propozycji. Chciałam odpocząć.

Udało się?

Tak. Pracowałam tylko w teatrze i mówiłam, że jest mi dobrze, ale to nie była cała prawda. Komuś, kto grał tak dużo jak ja, brakuje kamery, tworzenia postaci, a nawet tego, że przysyłają po człowieka o 6 rano taksówkę.

A pieniądze?

Nie narzekam. Trochę na tych wszystkich serialach zarobiłam, ale przez to, że nie zabiegam o karierę, te pieniądze same się mnie trzymają.

To główny powód powrotu?

Rola w dobrym serialu jest wyznacznikiem naszej popularności w tym całym interesie. Gram w trzech teatrach, ale ile osób przyjdzie na spektakl anonima? „Na dobre i na złe” to dobrze robiony serial.  Gram tam po to, by podsycać zainteresowanie swoją osobą.

To, co pani zrobiła dotychczas, już nie wystarczy? Taki Jan Kobuszewski już nie musi zabiegać o szum wokół swego nazwiska...

No! Dziękuję za porównanie. To mój mistrz. Człowiek i aktor, którego nie można porównać z nikim innym. Cóż, nie mam poczucia, że ludzie o mnie zapomnieli, ale nie chciałabym też odcinać kuponów od tego, co już wcześniej zrobiłam.

Wiem, że zdarza się pani dzwonić do reżyserów i mówić: „W tej roli będę najlepsza. Pozwól mi to zagrać”.

Nie wydzwaniam. Raz tylko zadzwoniłam. Gdy przeczytałam scenariusz, a potem zostałam zaproszona na zdjęcia próbne do „Bellissimy” – zachwyciłam się. Poczułam, że ta rola może zmienić moje życie, że potrzebuję jej jak spragniony kropli wody.

Miała pani rację?

Nagrody na festiwalu w Gdyni, a potem w Wenecji to chyba potwierdziły. Uśmiecham się pod nosem, bo do  końca nie było wiadomo, kto ma tam zagrać. Aż w końcu chyba tarot to rozstrzygnął (śmiech). A kontrkandydatką była sama Kasia Figura.

W dzwonieniu do reżyserów widzi pani coś niestosownego?

Absolutnie nie, bo trzeba czasami reżyserowi otworzyć oczy.

Nie wszyscy są tak przebojowi i pewni siebie...

Rozumiem to. Sama też jestem z innego pokolenia. Kiedyś reżyser czekał na swoją aktorkę miesiącami, bo tylko ona mogła u niego zagrać. Miał swoją wizję i nie był gotowy na żadne ustępstwa. Teraz jak nie ta, to będzie inna.

Odczuwa to pani na własnej skórze?

Tak. Przed wakacjami dzwonią do mnie z produkcji jakiegoś serialu. Mówią, że jestem brana pod uwagę do zagrania jakiejś roli. Warunek: muszę mieć wolne tego i tego dnia. Innym razem dzwoni bezczelnie reżyser...

...nazwisko poproszę

...przez grzeczność nie wymienię, i proponuje mi zdjęcia próbne do serialu.

Nie był to Steven Spielberg...

...(śmiech) To nie był Spielberg. Znam twórczość tego, co dzwonił i ze Spielbergiem ma on niewiele wspólnego, a to co proponował, było niegrzeczne z jego strony. Jeżeli chce zobaczyć, jak teraz wyglądam, to niech zaprosi mnie na kawę, a nie proponuje odgrywanie przed sobą scenek.

Rozmawiamy o mechanizmach show-biznesu. Poznała je pani dopiero po przenosinach z Gdańska do Warszawy?

Tak. W Trójmieście spędziłam 17 lat. Rano próba, wieczorem spektakl i tak w kółko. Od 9 lat mieszkam w Warszawie i pracuję tu intensywniej niż wcześniej. To paradoks, bo powinnam już mniej (śmiech). Na Wybrzeżu aktor nie ma gdzie dorobić. Grać w filmach i tak jeździłam do Warszawy.

Co koledzy z teatru mówili, gdy wracała pani ze stolicy?

"No! Jest nasza gwiazda" – słyszałam na każdym kroku. Nigdy nie miałam zawyżonej samooceny i nie wiedziałam, jak na to reagować. Gdy przyszłam do Teatru Kwadrat, problem sam się rozwiązał, bo tu są same gwiazdy. Wcześniej szukali aktorki w Warszawie i nie mogli znaleźć, to mówili: „I jeszcze jest ta Kasprzyk w Gdańsku”. Zagrałam wtedy w „Dziewczętach z Nowolipek”, filmie „Kogel-mogel”. Nie myślałam, że przetrwają tyle lat i że ktoś będzie chciał to dziś oglądać.

Wciąż te role otwierają przed panią drzwi?

Żeby pan wiedział. Dosłownie. Kiedyś kolega gej namówił mnie na wyjście do nocnego klubu. Dojeżdżamy, a taksówkarz mówi: „To klub gejowski. Pani tam nie wejdzie, bo kobiet nie wpuszczają”. Było inaczej. Spotkałam tam swojego fana i wszystkie drzwi stanęły dla mnie otworem. Znał dialogi z „Kogla-mogla” i błagał, żebym mu tylko coś powiedziała.

Potwierdza pani, że gej to najlepszy przyjaciel kobiety?

Tak, ale z brylantami można zakolegować się chyba bardziej (śmiech).

A udało się pani zakolegować z warszawskimi salonami?

Dostaję zaproszenia na różne imprezy, ale w ciągu roku idę maksymalnie na dwie, trzy. Szybko zrozumiałam, że wszystko kręci się w tym samym sosie, a ja nie należę do osób, które idą na imprezę, bo muszą sobie coś załatwić. 

W „Na dobre i na złe” gra pani nową menedżer szpitala Elżbietę Żak. Nie spodziewałem się tego po pani. Jak tak można? Zabrać doktorowi Latoszkowi mieszkanie i zrobić tam laboratorium. Ładnie to tak?

(śmiech). Zrobię tak dla dobra ogółu. Trzeba zrezygnować z dóbr osobistych, jeżeli wchodzą w grę ważniejsze rzeczy. Bywam dość ostra, ale chyba się spodobałam, bo piszą dla mnie coraz więcej odcinków.

Jest pani w ekipie nowa. To dla pani jakiś kłopot?

Żaden. Cały czas dyrektor Treter patrzy mi na ręce. Drzemy z sobą koty, ale gdy podejmę mądrą decyzję, Treter potrafi mi przyznać rację. Kto wie, może to nawet do jakiegoś romansu doprowadzi?

A do czego prowadzą panią spotkania z publicznością, jak to ostatnie na Śląsku. Po co to pani?

Znów dowiedziałam się, że to, co robię, jeszcze kogoś w ogóle obchodzi. To miłe. Organizator od trzech lat starał się, żebym przyjechała na pokaz filmu, w którym zagrałam. Nigdy nie miałam wolnego terminu. Dwa razy zawiodłam i dopiero teraz się udało. Dlaczego mam odmówić?

Czasami artyści mówią, że nic z tego nie mają...

Mają bardzo dużo, ale tego nie widzą. Jak prezydent ma mówić o problemach Polaków, gdy nie jeździ metrem i nie namówił nawet brata do założenia konta w banku. Nie chcę żyć w oderwaniu od ludzi, tak jak robią to polscy politycy.

Aktorzy też się tak zachowują?

Oczywiście. Aktor, który nie spotyka się z publicznością, nie udziela wywiadów, żyje w próżni. Po co w takim razie został aktorem?

Może to aktor egoista? Znam kilku...

Ja też. Idzie potem taki na festiwalu

w Międzyzdrojach, nikt go nie zauważa. Obok przechodzi Mroczek, ciągną się za nim tłumy z ochroniarzem na przedzie. Nikt mi nie powie, że to normalne! Widziałam taką scenkę na własne oczy, a zapomnianemu wielkiemu artyście było przykro.

Jak pani odpoczywa?

Lubię pływać i jeździć na rowerze. Lubię też chodzić do restauracji w większym gronie: córka, jej koleżanki.

Jakiś kawaler już się przy jedynaczce kręci?

(śmiech) Ale z grubej rury pytanie. Sekretów córki zdradzać nie zamierzam. Czasem kręci się więcej, czasem mniej.

A ma pani jakiegoś faworyta?

Chłopak ma podobać się córce, a nie mnie. Sama chciałabym przede wszystkim, żeby moja córka miała więcej dzieci niż ja. Boleję nad tym, że mam tylko ją. Żałuję, że nie urodziłam trójki. Teraz liczę na córkę. Mamy przyjacielski kontakt. Dość długo mieszkałyśmy razem, ale teraz już żyjemy osobno. Kupiłam córce mieszkanie, które musi sama utrzymać.

Pedagogicznie to pani sobie pani wymyśliła?

Bo jestem po pedagogice, takie były moje pierwsze studia. Teraz córka dzwoni: „Mamo. Jestem na planie teledysku. Statystuję. Boże! Co to za nudna praca” – tłumaczy mi, jakbym nie wiedziała (śmiech).

Ewa Kasprzyk
Aktorka. Skończyła krakowską PWST. Zagrała m.in. w filmach: „Kogel-mogel”, „Kochaj i rób co chcesz”, „Bellissima”. W monodramie „Patty Diphusa” gra gwiazdę porno. Zagrała matki w serialach: „Złotopolscy”, „Magda M.”, „Prawo miasta”, „Codzienna 2 m. 3”. Właśnie dołączyła do obsady serialu „Na dobre i na złe”. Mąż Jerzy – inżynier budowy okrętów. Córka Małgorzata jest studentką anglistyki. Mieszka w Warszawie i Gdyni, gdzie ma dom.

 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają