- Wróciłam do radia, bo dostałam propozycję-wyzwanie. - A poza tym tęskniłam do słuchaczy. Ci, którzy pisali do mnie do radia, przerzucili się na skrzynkę telewizyjną, wysyłali kartki świąteczne, przysyłali prezenty... nawet bieliznę - śmieje się Marta.
To radio - jak podkreśla - dało jej zawodowy warsztat. Świadomość, że słowo wypowiedziane na żywo nie wraca. - Nawet gdy mam wyłączony mikrofon, ale jestem w studiu - mówię szeptem i nie pozwalam sobie na frywolny język. Zdarzało się moim kolegom powiedzieć coś, czego żałowali. Oczywiście, kiedy pracuje się na żywo, nie da się wyzbyć błędów. Miałam wpadki. Powiedziałam np.: "... Polska, Litwa i Czecha..." - opowiada prezenterka.
Jakie będą jej "Cztery pory roku"?
- Miło mieć komfort decydowania o własnej audycji. Teraz jestem szefem i czasem sobie śpiewam na nutę znanego przeboju: "to jest mój kawałek anteny". Mam jej koncepcję, dbam o jednolitą formę, słucham też jakie oczekiwania mają nasi odbiorcy. Słuchacze są już naszymi gośćmi, zapraszam ich do studia, zaglądają za kulisy radia co sobotę. Rozmawiamy z nimi na antenie - mówi Marta Kielczyk.