5 grudnia 2012 r. w sklepie Neiman Marcus w Fort Lauderdale na Florydzie zostały zatrzymane dwie Polki. Jedną z nich była Monika, wtedy Głodek. Ochrona sklepu zawiadomiła policję, że kobiety mają przy sobie schowane ubrania, za które nie zapłaciły przy kasie. Trafiły do aresztu, z którego wyszły po wpłaceniu kaucji. Policja zrobiła im zdjęcia i opublikowała w internecie. Potem rozpoczęły się czynności procesowe, wiosną 2014 r. zarzuty zostały wycofane, a amerykański sąd nie wydał żadnego wyroku. - To nie jest skazanie, ale nie jest to też w żaden sposób udowodnienie ich niewinności. Po prostu sprawa nie została doprowadzona do wyroku. Może zostać wniesiona ponownie w ciągu trzech lat. Natomiast informacja o aresztowaniu za kradzież nadal zostaje w rejestrze sądowym, rekordach policji i prokuratury - tłumaczył nam mec. Paweł Sabaj z kancelarii Sabaj & Associates w Nowym Jorku.
Niedługo potem Monika, już Janowska, i jej mąż zrobili swoiste tournée po mediach, ogłaszając sądowe uniewinnienie. "Super Express" został pozwany do sądu, a w trakcie rozprawy kobieta zapewniała sąd, że nigdy nie przyznała się do winy, a cała afera została wymyślona.
- Poczułam ogromną ulgę, wszystkich artykułów było 1200, to była nagonka czteroletnia, która nadal trwa. Oczyszczona z zarzutów byłam trzy lata temu, to nie jest tak, że tutaj zostałam oczyszczona z zarzutów. Samo zatrzymanie zostało uznane za bezpodstawne - zapewniała w "Dzień Dobry TVN" Janowska.
Prawda jest jednak inna. W protokole zeznań złożonych przed amerykańskim sądem 20 lutego 2013 r. znajdują się wypowiedzi pani Moniki. Wynika z nich całkiem coś innego. Na pytanie, czy w sklepie włożyła do torby rzeczy, odpowiedziała: "Włożyłam". A na kolejne, czy miała zamiar za nie zapłacić, odpowiedziała: "Nie". Na koniec powiedziała jeszcze: "Jest mi bardzo przykro z powodu tego, co się stało". Czy tak odpowiada osoba, która nie miała nic na sumieniu?
Zapytaliśmy o komentarz na ten temat Roberta Janowskiego, odmówił rozmowy z nami. Tak jak prowadzący w Polsce sprawę jego żony mecenas Roman Giertych (45 l.). - Pan dzwoni do mnie zawodowo czy w sprawach politycznych? Bo zawodowo nie udzielam odpowiedzi. Mogę jedynie skomentować bieżące sprawy polityczne - powiedział jedynie, choć wcześniej nie przeszkadzało mu to, by publicznie na swoim profilu Facebooka (25 sierpnia) zamieścić wpis na ten temat: "Afera futrzana została zmyślona. Ponieważ wiele osób o to pyta, więc podam fakty ustalone przez prokuraturę i sąd w USA. (...) Ponieważ obie Panie nie przyznały się do winy (gdyby się przyznały, wystarczyło zapłacić mandat w wysokości ok. 1000 USD), sprawa trafiła do sądu" - napisał.
Tym razem poprosił o wysłanie pytań e-mailem, ale do zamknięcia tego numeru gazety odpowiedzi nie otrzymaliśmy.
ZOBACZ: Niespodzianka na widowni programu Jaka to melodia z udziałem Radka Liszewskiego