Monika spędziła długie miesiące w szpitalach i ośrodkach rehabilitacyjnych. Przeszła wtedy trzy poważne operacje kręgosłupa, po których przeszywający ból odbierał jej chęci do życia. "Kiedy obudziłam się po drugiej operacji, miałam ochotę umrzeć. Ból był tak potworny, że nie byłam w stanie go znieść bez sterty zastrzyków i tabletek. Morfinę dawkowano mi co trzy godziny, ale działała najwyżej półtorej. Przez kilka kolejnych dni kręciłam się na piekielnej karuzeli. Zastrzyk, liczę do dziesięciu, z każdą sekundą ból słabnie, by za chwilę całkowicie zniknąć. Zasypiam natychmiast, zmordowana wcześniejszą walką o przetrwanie. Półtorej godziny ulgi, a potem drugie tyle męki, gehenny. I tak w kółko. Wyłam z bólu, płakałam, wrzeszczałam" - opisuje Monika w swojej książce "Drugie życie", która ukaże się w listopadzie.
Do bólu fizycznego doszedł ten psychiczny. Gdy okazało się, że będzie skazana na wózek inwalidzki, piosenkarka walczyła z depresją.
"Jak sobie poradzę? Kim będę? I najważniejsze, czy w ogóle warto tak żyć? To pytanie zresztą często przewija się w szpitalnych pogawędkach. O metodach odebrania sobie życia rozmawia się tu równie swobodnie, jak o pogodzie. Ilekroć przychodziły chwile, kiedy nie chciało mi się żyć, ratowała mnie świadomość obecności bliskich. Jak mogłabym im to zrobić? Chciałam żyć mimo wszystko" - wspomina była wokalistka Varius Manx.
Kryzys się pogłębił, gdy nagle okazało się, że konieczna jest kolejna operacja. Jedna ze śrub umieszczonych w kręgosłupie Moniki przemieściła się i dotykała aorty. Każdy ruch mógł spowodować jej przecięcie i natychmiastową śmierć.
Na szczęście operacja się udała, ale o chodzeniu nie było mowy. Do tego dochodził ból.
"Paraliż to przedziwny stan. Trudny do opisania. Do czego go porównać? Każdemu z nas zdarzyło się nieraz zasnąć w niefortunnej pozycji i obudzić się ze zdrętwiałą ręką czy nogą. Kończyna zwisa wówczas bezwładnie całym swoim ciężarem i mimo wysiłku nie jesteśmy jej w stanie unieść. Do tego dochodzi silne, bolesne mrowienie. To wszystko trwa kilka sekund. U mnie to wszystko trwa prawie dziesięć lat. Na początku faszerowałam się stertami leków, by choć odrobinę wyciszyć to okropne uczucie. Nic nie pomogło. Tłumaczono mi, że to bóle neurologiczne, których nie da się zabić niczym innym, tylko morfiną. Walczyłam więc ze sobą, wyłam w poduszkę. - Musi się pani przyzwyczaić - mówili lekarze. Rzeczywiście, dziś żyję z bólem i nie robi on już na mnie większego wrażenia" - czytamy w książce Moniki.
Monika przetrwała. Wróciła na scenę. Wyszła za mąż, jest szczęśliwa. Swoje traumatyczne przeżycia opisała w poczuciu misji. "Jeśli i ja mogłabym być inspiracją choćby dla jednej osoby, będzie to moje zwycięstwo" - napisała piosenkarka na końcu swojej książki.
Zobacz: Monika Kuszyńska szczerze: Koledzy mnie nie ratowali, bo myśleli, że nie żyję