Monika Richardson już jako żona Zbyszka Zamachowskiego zdobywała doświadczenie jako macocha dla jego czwórki dzieci. Wszyscy jednak pamiętamy, że relacje między nimi nie układały się najlepiej. Pociechy aktora nie bardzo akceptowały celebrytkę. To już jednak przeszłość, a Monika jest szczęśliwa u boku nowego ukochanego Konrada Wojterkowskiego, który ma syna. I ponownie Richardson wchodzi w rolę macochy. Wydaje się jednak, że tym razem jej relacje z pasierbem układają się wzorowo.
Zobacz także: Członkowie Bajmu na izbie wytrzeźwień. Interweniowała Beata Kozidrak
Richardson ma trudny charakter
Monika mówi bez ogródek, że nie jest osobą, z którą łatwo się żyje pod jednym dachem. Przez wiele lat, musiała stawić czoła wielu trudnym sytuacjom w życiu zawodowym jak i prywatnym, co spowodowało, że stała się "okropna", żeby nie dać wejść sobie na głowę. Teraz jednak nie musi już nikogo udawać.
- Stałam się z charakteru osobą naprawdę okropną, żeby broń Boże nie zrobić wrażenia, że jestem taka słodka i można mi wejść na głowę - ocenia Monika. Kosztowało mnie to wiele przyjaźni, relacji w życiu, kto wie, czy nie utratę rodziny... I jestem bardzo szczęśliwa, że mogę to oficjalnie z siebie zdjąć i być taką, jaka jestem - powiedziała podkaście "Wprost Przeciwnie".
Monika uwielbia być macochą
Richardson zapewnia, że świetnie czuje się w roli macochy i w rodzinie patchworkowej.
- Lubię być macochą. Nie jest to łatwe zadanie, tak jak wiem, że Konrad nie ma łatwego zadania z moimi dzieciakami, szczególnie z moim "nieneuronormatywnym" synkiem, ale staram się być macochą, która jest tak naprawdę kumpelą - chwali się Richardson. Nie nakładam na siebie obowiązków matki, bo nikt tego ode mnie nie potrzebuje, najczęściej te dzieciaki w patchworkowych rodzinach mają swoje mamy... Jeżeli mój pasierb mnie potrzebuje, chce ze mną pogadać, chce pożyczyć ode mnie pieniądze, chce zjeść moją kaczkę to jestem i służę, ale staram się nie wsadzać swoich brudnych buciorów w jego życie, bo nie byłoby to dobrze przyjęte.