Wielkanoc w rodzinie Moniki Richardson od lat upływa na rodzinnym spotkaniu w bardzo dużym gronie. Rzec by się chciało, że święta byłej gwiazdy TVP wyglądają jak małe wesele. - Od 15 lat jeżdżę do tzw. „hotelu wielkanocnego” jak mówią moje dzieci. To jest zjazd rodzinny potomków dwóch babć. Mojej babci i jednej z jej sióstr. Spotykają się aż cztery pokolenia. Babcia miała dziesięcioro rodzeństwa, więc nasza rodzina jest bardzo liczna. Mieszkamy we Wrocławiu, w Warszawie, w Poznaniu i w Kaliszu skąd pochodzi rodzina mojej mamy. Co roku na Wielkanoc spotykamy się w pewnym miejscu w Wielkopolsce, gdzie każdemu jest wygodnie dojechać. Można tam też pojeździć konno, pograć w siatkówkę czy pospacerować nad rzeką. Atrakcji nie brakuje, ale przede wszystkim cieszymy się tym wspólnym czasem. Rok temu świętowaliśmy w gronie 42 osób. W tym roku pewnie będzie podobnie – opowiada „Super Expressowi” Monika i zapewnia, że wszyscy wspólnie celebrują wspólny czas.
Będzie niezła pompa!
Rodzina Moniki Richardson szczególną frajdę ma w lany poniedziałek. Wszyscy dbają jednak, żeby nikt się nie przeziębił, więc w ruch idzie tylko ciepła woda. – Te czterdzieści parę osób zasiada do śniadania wielkanocnego, a w poniedziałek, kiedy jest śmigus dyngus wszyscy bez wyjątku, ubrani jedynie w piżamy stajemy naprzeciw siebie z butelkami napełnionymi ciepłą wodą i kiedy pada komenda zaczynamy się lać. Ma to miejsce przed budynkiem. Jesteśmy zawsze tak zlani wodą, że aż nam chlupie w klapkach. Później każdy idzie się wysuszyć i po południu rozjeżdżamy się do swoich domów – zdradza uśmiechnięta Richardson i dodaje, że jeszcze nie wie, czy nowy partner Artur będzie jej towarzyszył podczas rodzinnego spędu.