- Jest pani dziennikarką z ogromnym doświadczeniem. Są jeszcze takie tematy, które sprawiają pani trudność?
- Nie jestem w stanie prowadzić rozmów o nieszczęściu dzieci i o ich chorobach. O takiej niesprawiedliwości, że np. rodzicom zabrane jest dziecko, albo nie jest im dane mieć dziecko, albo dziecko, które się urodziło, zapada na śmiertelną chorobę. Strasznie jest mi trudno o tym rozmawiać w studiu, bo tracę cały swój profesjonalizm. Dostaję tak zwanej guli w gardle, przestaję mówić, łzy płyną. Nie jestem z tego dumna. Cały czas z tym walczę...
- Ale w trudnych sytuacjach w "Pytaniu na śniadanie" może pani liczyć na pomoc partnera...
- Dlatego mam Łukasza Nowickiego. To jest dobry, mądry człowiek, który niejedno w swoim życiu przeżył. Podróżował po świecie, ma doświadczenie jako mąż, jako były mąż, jako ojciec i nie zawsze wszystko w jego życiu było idealne. Dlatego to jest idealny partner do programu śniadaniowego. Uważam, że tylko ktoś z takim bagażem doświadczeń jest w stanie w wiarygodny sposób identyfikować się z problemami zwyczajnych ludzi. Poza tym Łukasz ma fantastyczny głos, jest dżentelmenem z nienagannymi manierami i posługuje się piękną polszczyzną.
- W "Pytaniu" pracowała pani także ze swoim mężem. Brakuje go pani?
- Nie. To było dla mnie wykańczające emocjonalnie. Mój mąż lubi rano spać, jest nocnym markiem. Wieczorami pracuje w teatrze i po powrocie do domu trudno mu zrzucić z siebie stres, więc do późnych godzin czyta albo ogląda filmy. Weszliśmy w jakąś równowagę w rodzinie i sobie z tym radzimy. Natomiast po takim wieczorze konieczność wstania o godz. 5.30, przyjścia do studia i prowadzenia programu, który jest wybitnie trudnym formatem, była dla niego ciężka. Zbyszek jest osobą, która umie słuchać i lubi słuchać, więc często zdarzało się, że po prostu zasłuchiwał się w rozmowy. Nie przyszło mu do głowy, żeby przejść do kolejnej części programu, bo bardzo miło toczyła się rozmowa w studiu. Musiałam być osobą, która dyscyplinuje, kończy, przywołuje do porządku, a to nie jest fajna rola - ani dla kobiety, ani dla żony. Nie tęsknię więc za tym czasem, choć było to ciekawe doświadczenie.
- Jak dbacie o swój związek?
- Jesteśmy obydwoje po dwóch małżeństwach i to są nasze trzecie związki. Z tym bagażem doświadczeń wiemy, że związek to bardzo ciężka praca, taka 24 godziny na dobę. Obydwoje jesteśmy bardzo emocjonalni i szybko się zapalamy. Tych naszych rozmów i dyskusji jest naprawdę bardzo dużo. Takich wzajemnych gestów podgrzewających atmosferę w związku także. Myślę, że to jest świadome działanie zarówno z mojej, jak i Zbyszka strony. Szkoda tylko, że musieliśmy tyle w życiu narozrabiać, żeby do tego dojść, ale tak się stało i teraz nadrabiamy czas i straty emocjonalne.
- Dziś ludzie zapominają o rozmowie z drugą połówką...
- To prawda. Musimy jednak znajdować dla siebie czas. My jesteśmy takim małżeństwem, które lubi spędzać ze sobą czas, nawet w pracy tego drugiego. Zbyszek często przychodzi do telewizji, zaskakując czasami moich gości. Ja natomiast, gdy tylko mogę, jeżdżę z nim po Polsce z teatrem. Wszyscy się chyba do tego przyzwyczaili i rozumieją, dlaczego to robimy.
Zobacz: Zamachowscy wreszcie na swoim! Ich nowe mieszkanie kosztowało MAJĄTEK!