- W podstawówce wyglądałem jak jedno wielkie nieszczęście. Byłem gruby, strasznie gruby. Mówili na mnie Baleron - wyznaje "Super Expressowi" Borkowski. - Gdy miałem lat 11, no, może 12, ważyłem ponad 100 kg i naprawdę byłem bardzo kwadratowy. Moja nadopiekuńcza babcia przynosiła mi do szkoły kanapki na każdej przerwie i to dało efekt.
Jacek do tej pory pamięta, jak trudno było mu znaleźć przyjaciół czy poderwać dziewczynę. I właśnie przez zawód miłosny zaczął się odchudzać, by nie słyszeć już więcej "odejdź, ty wstrętny tłuściochu"...
- Los grubasów w szkole jest tragiczny. Dzieci są okrutne, ja to przeżyłem. Żeby schudnąć, prawie nic nie jadłem. Jeśli ktoś myśli, że są jakieś diety cud, to jest w wielkim błędzie. Po prostu trzeba nie jeść - wyjaśnia.