Jacek Kaczmarski przez długie lata walczył z rakiem. Zdążył przyjąć chrzest tuż przed śmiercią

Dla swojego pokolenia stanowił symbol buntu i wolności, a jego koncerty łatwo zmieniały się w manifestacje polityczne. Był autorem ponad sześciuset wierszy, pięciu powieści oraz dwóch librett. W autorskich piosenkach chętnie odwoływał się do patriotycznych wartości, nie bał się też krytyki komunistycznych władz. I choć twórczość Jacka Kaczmarskiego niezmiennie kojarzy się z etosem pierwszej „Solidarności” oraz stanem wojennym, prywatne życie barda dalekie było od kryształowego obrazu, jaki lubimy nakładać na uwielbianych idoli.

Stan wojenny zastał go we Francji

Urodził się 22 marca 1957 roku. Obydwoje jego rodzice byli artystami. O swoich początkach opowiadał w sposób typowy dla swojego odbioru rzeczywistości, łatwo zauważając historyczną ironię: "Było tak. Dziadek chciał czy mógł załatwić mamie studia w Paryżu, ale mama pojechała za tatą najpierw do Leningradu, potem do Kijowa. A ponieważ był to koniec stalinizmu, rok 1955, 1956, zobaczyli na własne oczy, jak wygląda ten wymarzony ustrój, jak funkcjonuje. I – jak to się mówi – łuski spadły im z oczu. Tam też zostałem spłodzony, a dokładnie podczas burzy na Morzu Czarnym, podczas wycieczki rodziców statkiem „Rossija” – dawniej „Adolf Hitler".

Już jako nastolatek zaczął pisać, stąd też oczywisty wydawał mu się wybór studiów polonistycznych. Pierwszy sukces przyszedł na trzecim roku, w 1977 roku, gdy na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie zdobył nagrodę za utwór „Obława”. Wkrótce później związał się z Przemysławem Gintrowskim i Zbigniewem Łapińskim, z którymi przygotowali najpierw program poetycki „Mury”, potem „Raj” a wreszcie „Muzeum”. Koncertował z nimi po całym kraju, zawsze spotykając się z entuzjastycznym odbiorem publiczności, spragnionej wolności słowa. Przemysław Gintrowski wspominał, że Jacek Kaczmarski „potrafił pojechać na koncert, gdzie w sali było 10 osób. Jechał tam i śpiewał przez dwie godziny”. Uwielbiał kontakt z widownią.

W październiku ‘81 z Łapińskim i Gintrowskim wyjechali na tournée do Francji, gdzie zastał ich stan wojenny. O ile obaj koledzy jeszcze w grudniu powrócili do Polski, o tyle Kaczmarski zdecydował się na emigrację. Rozpoczął współpracę z monachijskim oddziałem Radia Wolna Europa i koncertował po całym świecie, a każda przeszmuglowana do Polski kaseta stawała się wydarzeniem. Kopiowano je tysiącami.

Zamykał się w swoim pokoju i wpadał w ciągi

Dla całego pokolenia, które uciekało z Polski przed stanem wojennym, emigracja była trudnym doświadczeniem. I to nie tylko pod względem finansowym. Długo wyczekiwany upadek komunizmu był dla jednych szansą powrotu, inni bali się osiąść w Polsce na stałe. Tym drugim przypadkiem był Jacek Kaczmarski. Choć od 1990 roku często przebywał i koncertował po kraju – a jego płyta „Live” ze Zbigniewem Łapińskim osiągnęła w 2001 roku status Złotej – to w połowie lat 90. zdecydował się na stałe osiąść w Perth. Zamieszkał tam z żoną Ewą Volny oraz córką Patrycją.

To właśnie ta druga w 2017 roku zdecydowała się opowiedzieć w „Dużym Formacie” o swoich traumatyzujących doświadczeniach życia z podziwianym ojcem. O ile samą przeprowadzkę do Australii wspominała raczej pozytywnie – po ’89 trwał tam boom na przyjmowanie ludzi z Europy Wschodniej – o tyle o wiele gorzej wyglądała w jej oczach relacja rodziców. Przede wszystkim dlatego, że to w tamtym okresie Jacek Kaczmarski powrócił do picia (miał za sobą krótki okres trzeźwość pod koniec lat 80.): „Ojciec był sfrustrowany, agresywny, dużo pił. Zamykał się w swoim pokoju i wpadał w ciągi. Regularnie poszturchiwał mamę, ja kilka razy dostałam od niego pasem, choć mama zawsze starała się mnie chronić”. Przemoc narastała, a w jej kulminacyjnym punkcie Ewa Volny postanowiła z córką uciec z domu. „Najpierw ukryłyśmy się u znajomych. Mama musiała zgłosić sprawę na policji, by od służb socjalnych dostać jakieś locum zastępcze. W międzyczasie umieszczono nas w domu samotnej matki. Dom mieścił się na peryferiach Perth, w biednej dzielnicy, mieszkały tam kobiety z różnych środowisk, często patologicznych”.

Z upływem czasu sytuacja życiowa matki i córki zaczęła się poprawiać. Choć nie mogły liczyć na alimenty od uzależnionego artysty, zdołały po latach kupić dom w Perth. Patrycja, pomimo dużego obciążenia, ukończyła najpierw studia w Australii, potem w Polsce – na Wydziale Aktorskim PWSFTviT w Łodzi. Gdy odważała się opowiedzieć o mniej znanej twarzy Jacka Kaczmarskiego, spotkała się z dużą krytyką ze strony reżysera Andrzeja Saramonowicza (m.in.: "Testosteron" "Lejdis" i "Bejbis").

Przyjął chrzest przed śmiercią

Jacek Kaczmarski zmarł 10 kwietnia 2004 roku w gdańskim szpitalu po długiej walce z chorobą nowotworową. Miał zaledwie 47 lat. 23 kwietnia pochowano go na warszawskich Powązkach, a w ostatniej drodze towarzyszyli mu przyjaciele, fani oraz muzyka Mozarta. Fanów zelektryzowała wiadomość, która dzień po pogrzebie pojawiła się „Gazecie Wyborczej”. Znajdowała się ona pod koniec relacji z uroczystości. Szokujące zdanie brzmiało: „Kaczmarski przyjął chrzest tuż przed śmiercią, w Wielką Sobotę 10 kwietnia”.

Wielbiciele muzyki artysty z miejsca podzielili się na dwie grupy – pierwsza twierdziła, że chrzest odbył się wbrew woli barda „Solidarności”, druga rozumiała tę decyzję jako jego świadomy wybór, związany z potrzebą przebaczenia.

Sonda
Czyją trzymasz stronę, Patrycji Volny czy reżysera?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają