Muniek Staszczyk dochodzi do siebie po wylewie i promuje swoją najnowszą płytę "Syn Miasta". Jak przyznał ma lekkie kłopoty w widzeniem i równowagą. Do koncertowania planuje wrócić najwcześniej za rok. Do wylewu doszło, gdy wokalista był sam w jednym z londyńskich hoteli. - Polecieliśmy z przyjaciółmi do Londynu na koncert Boba Dylana w Hyde Parku. Po koncercie znaleziono mnie nad ranem w hotelu, po kilkunastu godzinach leżenia. Zostałem przewieziony do szpitala, jednego z lepszych jak się potem okazało – opowiadał w TVN-ie Muniek Staszczyk.
Stan lidera T.Love był bardzo poważny.
- Nie było wiadomo, czy przeżyję, ani czy będzie potrzebna operacja mózgu. Przeżyłem tę pierwszą, krytyczną noc, mogłem poruszać kończynami. Wtedy przypomniałem sobie, że przecież nagrałem płytę. Mój syn Janek uprzytomnił mnie: „Tato, jesteś po wylewie, uspokój się z płytą” – wyznał.
Co mogło być przyczyną wylewu?
- Przyczyną było całe moje życie. To było jak jazda 200 km/h przez 40 lat. Byłem bardzo ambitny i pracowity. Pracowałem ciągle, bo wydawało mi się, że jestem nieśmiertelny. Odwiedzałem kolegów i koleżanki w szpitalach z przekonaniem, że to mnie nie dotyczy - stwierdził Staszczyk. Muniek zdradził także, że w 2019 roku wrócił do nałogów po roku trzeźwości. Teraz lekarze kategorycznie zabronili mu pić alkohol. - Nawet temat kawy wykluczył się sam - dodał.
Muniek o seksie. Chciał to robić z różańcem
Muniek Staszczyk miał wylew. Zdjęcie muzyka trafiło do sieci