Muniek Staszczyk szczerze o małżeńskich kryzysach. Wyznaje, że żona wyrzuciła go z domu!

2024-09-06 15:23

Muniek Staszczyk jest prawdziwą ikoną polskiego rock'and'rolla. Niewiele osób wie, że lider i charakterystyczny głos zespołu T.Love, to w rzeczywistości romantyk, który dosłownie całuje swoją żonę Martę po rękach. Zakochani niedawno świętowali 35. rocznicę ślubu. W rozmowie z "Super Expressem" Muniek bije się w pierś, bo wie, że nie zawsze był idealnym mężem i ojcem.

Super Express: Niedawno obchodziłeś trzydziestą piątą rocznicę ślubu. Był czas na świętowanie?

Muniek Staszczyk: - Tak, ale skromnie, kameralnie i bez szaleństw. Zaprosiłem żonę do przytulnej włoskiej restauracji, gdzie zjedliśmy pizzę, posmakowaliśmy wybornego wina i powspominaliśmy dawne, dość zwariowane lata. Wróciliśmy pamięcią do radosnych chwil, kiedy nasza znajomość dopiero rozkwitała i nic nie zapowiadało, że zostanę znanym muzykiem. Poznaliśmy się w 1985 roku w słynnej knajpie przy ambasadzie chińskiej w Warszawie, w której wino można było spożywać do oporu, co w tamtych szarych i ponurych czasach, gdzie wszystkiego brakowało, było czymś absolutnie wyjątkowym.

Przeczytaj także: Tak wygląda córka Muńka Staszczyka. Wzięła ślub z przystojnym Włochem

- To spotkanie odmieniło Twoje życie?

- Jak najbardziej, bo dziś patrząc z perspektywy czasu z pewnością nie byłoby mnie w tym miejscu, w którym jestem. Miałem wielkie szczęście, że na mojej drodze pojawiła się Marta, którą uważam za swojego Anioła Stróża. Mało jest kobiet na świecie, które posiadają w sobie prawdziwy gen dobroci i mądrości, mają czyste intencje i nie szukają problemów na siłę. A moja żona taka właśnie jest, to dzięki niej przeżyliśmy wspólnie aż tyle lat. Nie ma w tym żadnej przesady, bo nie jestem łatwy w obsłudze i życie ze mną nie zawsze było beztroskie i sielankowe. Dziś biję się w piersi, że nie byłem idealnym ojcem, bo kiedy na świecie pojawiły się dzieci dużo koncertowałem i główny ciężar opieki nad maluchami spadł na moją ukochaną żonę. To ona prowadziła dom, dbała o rodzinę, była świetną matką i bardzo wyrozumiałą partnerką. To dzięki niej nie straciłem gruntu i dziś stoję mocno na nogach.

- Kryzysy nie były wam obce?

- Niekiedy bywało naprawdę grubo i dwa razy zdarzyło się, że miałem przed drzwiami wystawione walizki. Zawsze jednak potrafiliśmy się dogadać, bo prócz tego, że jesteśmy mężem i żoną, jesteśmy także, a raczej przede wszystkim, przyjaciółmi. A związek pozbawiony przyjaźni jest bardziej narażony na rozkład i zniszczenie. Zapewne uratowało nas również to, że obydwoje jesteśmy katolikami, ale bez żadnej dewocji, czy wiary na pokaz. Mamy też podobne zainteresowania, lubimy te same filmy i książki. Dobrze się ze sobą czujemy i nie skłamię, gdy powiem, że jesteśmy szczęśliwi.

Zobacz także: Muniek Staszczyk cudem uniknął śmierci. Mówi o Bożej pomocy

- Pamiętasz moment, w którym się oświadczyłeś?

- Pamiętam, że nie było tradycyjnych zaręczyn, pierścionka z brylantem, tego przedślubnego rozgardiaszu i zamieszania. Wszystko wyszło spontanicznie, naturalnie, na luzie. Mieszkaliśmy ze sobą już dwa lata i któregoś razu mama Marty spytała, lecz bez żadnych nacisków i ponaglania, kiedy usankcjonujemy związek. Można powiedzieć, że była delikatnym zapłonem, który przyspieszył naszą decyzję. Ślub wzięliśmy w kościele Dzieciątka Jezus na warszawskim Żoliborzu - do dziś z wielkim sentymentem i wzruszeniem wspominam ówczesnego proboszcza Romana Indrzejczyka, który nam błogosławił. To był fantastyczny ksiądz, pełen dobroci, empatii i zrozumienia. Udzielił nam ślubu bez konieczności chodzenia na kursy przedmałżeńskie, bo wystarczyła mu nasza twierdząca odpowiedź na pytanie, czy się kochamy.

- Wesele było huczne?

- Jedne z najbardziej wystawnych, na jakich miałem okazję się bawić! Marta, w przeciwieństwie do mnie, ma bardzo liczną rodzinę, więc trudno się dziwić, że na przyjęcie niedaleko Sulejówka zjechało co najmniej pół Polski (śmiech). Pamiętam, że przez pewien czas byłem na nim didżejem i przemycałem swoje ulubione zespoły, jak The Rolling Stones, The Cure i The Smiths.

- O czym dziś najbardziej marzycie?

- O całorocznym domku z ogrodem nad polskim morzem. To obecnie największe pragnienie Marty, która zawsze kochała Bałtyk i nie wyobrażała sobie urlopu bez szumu morskich fal. Zdradzę, że powoli spełniamy to marzenie, które pozwoli się nam zresetować i odpocząć od zgiełku Warszawy. W kwietniu rozpoczęliśmy budowę i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, przyszłe wakacje spędzimy wśród zieleni na Kaszubach. I choć niektórzy znajomi radzą mi kupno domu w Hiszpanii, czy na Teneryfie, ja szanuję życzenie żony, która - co tu kryć - kieruje wszystkim pracami. Na razie przed nami wielkie rodzinne święto, bo pod koniec października naszą wnuczkę Romcię czeka chrzest. Zjedzie się cała włoska familia, z którą świetnie się dogadujemy. Tym bardziej, że Marta nauczyła się ostatnio języka włoskiego, dzięki czemu wszyscy rozumiemy się w lot!

Rozmawiał Artur Krasicki

Tyle za koncert bierze T.LOVE. Lepiej usiądźcie! Muniek Staszczyk nieźle zarabia
Sonda
Słuchasz T.Love.?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki