Prince Michael Jackson Jr. (12 l.) był wtedy na balkonie pokoju, w którym rozegrał się dramat. Na scenę reanimacji młodemu chłopakowi kazał patrzeć osobisty lekarz króla popu dr Conrad Murray (56 l.). Lekarz, który jest podejrzewany o to, że bezpośrednio przyczynił się do śmierci legendarnego piosenkarza, chciał mieć naocznego świadka tego zajścia.
Świadka, który mógłby potwierdzić, że faktycznie robił, co mógł, żeby ratować gwiazdora. Prince z początku myślał, że jego ojciec sobie żartuje i dopiero, kiedy zobaczył, jak Michael bezwładnie pada na podłogę i jak Murray go reanimuje, zdał sobie sprawę, że to nie jest tylko ponury żart.