- Jak pani ocenia uczestników? Co jest dla jurorki Elżbiety Zapendowskiej najważniejsze?
- Nie widzę, jak wygląda zawodnik. Ewentualnie potem obejrzę go sobie w telewizorze. Chociaż z drugiej strony wygląd też jest ważny, bo czasami można zobaczyć, czy ktoś wie, o czym śpiewa, czy nie. Wracając od pytania, najważniejsze jest dla mnie, czy uczestnik swoim wykonaniem oddał charakter utworu. A jeżeli to jest jego własna kompozycja, to słucham przede wszystkim tekstu oraz jak to jest zagrane i zaśpiewane.
- Czy ocena jest trudna?
- Jest wiele składników, które składają się na ocenę. Ważne jest, żeby ktoś był wszechstronny i naprawdę potrafił coś zaśpiewać, zagrać. Na rynku mamy dużo jednosezonowych gwiazdek, najczęściej dziewczyn, które tylko tańczą, a ich głosy są podkręcone.
- A czy dziś są artyści, którzy mogliby zrobić tak wielkie kariery, jak te, które robiły gwiazdy dwadzieścia lat temu?
- Czasy są trochę dziwne. Przez lata w mediach szalał tak zwany pop, piosenki i wykonawcy, ktorych nie pamiętało się nawet przez sezon. Ludzie w końcu się tym zmęczyli i zaczęli szukać czegoś oryginalnego, niebanalnego. W naszym programie przewija się wielu muzyków, którzy sięgają głębiej. I tacy mają szanse na zaistnienie. A ci, którzy chcą tylko mizdrzyć się do publiczności, powiem po śląsku, dupną prędzej czy później.
- Dobrą i ambitną muzykę można pokazać, ale czy da się z nią wybić?
- Jeżdżę po Polsce, prowadzę warsztaty, chodzę na koncerty nieznanych osób i obserwuję. Na przykład na występ nieznanego pana, który gra od kilku lat, ostatnio przyszło kilkaset osób. Inny przykład to Michał Bajor, którego w mediach nie ma, a wydaje płyty i na jego koncertach są pełne sale. Teraz ludzie chcą, żeby piosenka była kawałkiem sztuki, żeby była o czymś. Ma wzruszać.
- Jakie ma pani rady dla tych, którzy w przyszłości będą chcieli przyjść do "Must be the music"?
- Nie ma recepty na bycie artystą. Gdyby taka istniała, to byłby nim każdy. Przez lata tłumaczę swoim uczniom pewne rzeczy. Niektórzy z nich wyrastają na prawdziwych artystów, takich, którzy mają coś do powiedzenia, a inni niestety są tylko maszynkami, które grają i śpiewają. Chodzi o to, żeby uczyć się na błędach i cały czas doskonalić swoją formę, a nie chodzić od jednego programu do drugiego, bo jak nie udało mi się w tej telewizji, to uda w innej.
- Co najbardziej panią zaskoczyło w najnowszej edycji programu?
- Przyszło dużo osób, które szukają swojej drogi. Nie kopiują i, przede wszystkim, są twórczy. U niektórych widać potencjał, tylko trzeba ich odpowiednio nakierować. Takim ludziom trzeba dawać szansę, bo oni chcą zrobić prawdziwą karierę. A nie tak zwaną karierkę w show-biznesie, która jest dramatyczna i takie też są jej konsekwencje. Potem ktoś taki spada z wysokiego, tak im się wydaje pułapu i przestaje radzić sobie w życiu. Przede wszystkim artysta nie może się podlizywać jury, on musi walczyć o swoje, pokazując swoją siłę, a takich najbardziej kocham.
niedziela, 20.00, Polsat