- Rozmawiałam z psychologiem rodzinnym i powiedział, że ten moment będzie najlepszy na wyjazd, najmniej bolesny dla Marysi. Jestem przekonana, że lepiej to zniesie niż ja. Ona zostaje wśród kochających ją ludzi. Nie wiem, jak zniosę tę świąteczną rozłąkę z rodziną, obawiam się, że będzie mi bardzo ciężko, może się zdarzyć, że po trzech dniach rozsypię się jak domek z kart - mówi z przejęciem Martyna. Dla kochającej matki taka decyzja o zostawieniu dziecka jest zawsze trudna.
- Jak ostatnio ubieraliśmy choinkę to miałam chwilę zwątpienia czy jechać - opowiada "Super Expressowi" dziennikarka. Jednak Wojciechowska musiała podjąć męską decyzję, bo to jedyny moment, aby móc wyjechać na wyprawę na Antarktydę i zdobyć tam Masyw Vinsona (4892 m n.p.m.).
- Musiałam wybrać taki termin, bo tylko w listopadzie, grudniu i styczniu na Antarktydę lata samolot. Poza tym teraz jest tam ok. -30 stopni, a później temperatura spada nawet do -80 - wyjaśnia podróżniczka.
Decyzji o wyjeździe nie podejmowała z dnia na dzień.
- Od momentu, gdy Marysia miała 3 miesiące, zaczęłam trenować. Wstawałam bladym świtem, często po nieprzespanych nocach. Schudłam 13 kilo, ale i tak jeszcze mi zostało - zdradziła Martyna.