W Wałbrzychu dyrektorem teatru został Andrzej Maria Marczewski (62 l.). "To niedaleko Wrocławia. Wrócę na stare śmieci" - zachęcałam sama siebie do podjęcia działań. Na rozmowę pojechałam z duszą na ramieniu, z gardłem zabetonowanym ze strachu. Myślałam, że na pewno mnie nie przyjmie. Przyjął! Zadebiutowałam w "Moralności pani Dulskiej", gdzie zagrałam Hesię, córkę Dulskiej. Samą Dulską grał nie byle kto, bo sama Hanka Bielicka. Ona była nie tylko wybitną aktorką (pierwsza znała na pamięć tekst, pierwsza przychodziła na próbę), ale była też wspaniałą koleżanką. A kiedy po latach przyszło mi grać Dulską u Adama Hanuszkiewicza (85 l.), przyznam, że trochę ściągnęłam z roli pani Hanki. Na premierę do teatru w Wałbrzychu przyjechali rodzice i moja babcia. "Nasza Grażynka z Bielicką! Z prawdziwą Bielicką na scenie! Bielicka obejmuje ją i mówi, że jest dobra" - tacy byli dumni. Choć ojciec nieraz mówił, że to trudny chleb.
Tato jest budowlańcem, ale dorabiał jako garderobiany w teatrze we Wrocławiu. Tego dnia był naprawdę szczęśliwy. Dulską graliśmy 150 razy, w różnych miastach. W sumie w teatrze w Wałbrzychu byłam 9 sezonów, od 1977 do 1986 roku. I powiem, to był miły okres mego życia.W Wałbrzychu poznałam mojego męża Marka. Pracował w teatrze, w organizacji widowni. Wcześniej nie za bardzo paliłam się do ślubu. Jestem zachowawcza, tchórzliwa, mówiłam, że nie chcę mieć w życiu tak, że będę się rozwodziła, bo się pomyliłam. Ja nie mogę się pomylić!
Z Markiem... Nie pomyliłam się. Jesteśmy ze sobą od 27 lat. Po roku od ślubu urodził się nasz syn Kacper.
Do szpitala mąż wiózł mnie pożyczonym samochodem, bo naszego "malucha"... pożyczył kolegom do rozwożenia sprzętu poligraficznego i ulotek Solidarności. Kiedy nadszedł moment porodu, strasznie się bałam: "Matko, już nie mogę wycofać się z tej imprezy!" - myślałam.
W szpitalu z mężem prawie się żegnałam: "Pamiętaj, że cię kochałam". Myślałam, że umrę... Kobitki mówiły, że boli, ale zaraz po tym się zapomina. Ja nie zapomniałam.
Zrobiono mi cesarkę, a potem padło: "Pani Grażynko, niech się pani obudzi. Ma pani syna".
"Śni mi się" - westchnęłam, bo spodziewałam się córki.