Wojewódzki kilka godzin po ataku sam zgłosił się na komisariat na warszawskiej Pradze.
- Powiedział, że podszedł do niego zamaskowany mężczyzna i ochlapał go nieznaną substancją. Nie jestem upoważniony do wypowiadania się na temat odniesionych przez niego obrażeń, ale mogę powiedzieć, że stan dziennikarza był na tyle dobry, że sam zgłosił się do komendy, aby złożyć zawiadomienie - opowiada wydarzenia z poniedziałku w rozmowie z portalem Gazeta.pl Andrzej Browarek z zespołu prasowego KSP.
Zobacz: Wojewódzki wrócił do pracy: "Czasem warto zostać oblanym kwasem"
Showman złożył zeznania i zostawił policjantom poplamioną koszulkę, żeby sprawdzili, czym został zaatakowany. Po analizie okazało się, że nie ma na niej śladu "żrącego płynu".
- Na koszulce, którą przekazał nam dziennikarz, policjanci nie stwierdzili obecności żadnych substancji zagrażających zdrowiu lub życiu - zapewnił w rozmowie z Gazeta.pl rzecznik komendy stołecznej policji Mariusz Mrozek.
Wcześniej Wojewódzki sam poinformował, że został oblany niebezpieczna cieczą.
- Dziś rano pod radiem Eska Rock, elegancko zamaskowany i ewidentnie pozbawiony poczucia humoru mężczyzna zaatakował mnie niezidentyfikowanym płynem żrącym o brunatnej barwie, co jest dosyć symptomatyczne - napisał dziennikarz w specjalnym oświadczeniu.
Czytaj więcej: Majewski parodiuje atak na Wojewódzkiego! [Wideo]