- Jak z perspektywy dwóch poprzednich edycji, które rozgrywały się w gorących krajach południowej Azji patrzy pani na trzecią, która odbyła się w zupełnie innej, górzystej scenerii Ameryki Południowej?
- Mam wrażenie, że ta będzie najbardziej kolorowa! Bardzo mi się podoba otwartość tamtejszych ludzi. Jest tu jednak jeszcze jeden istotny czynnik – mniejsza bariera językowa, bo hiszpański jest dosyć popularnym językiem. Część uczestników go zna, a część się specjalnie trochę uczyła tego języka na potrzeby programu.
W Ameryce Południowej łatwiej się też dogadać po angielsku i to jest coś, co trochę ich zbliżyło do ludzi, których spotkali tam na miejscu. Dzięki temu nie ma tej największej przeszkody - komunikacyjnej i myślę, że przez to też będzie ciekawie.
- Czy w Ameryce Południowej pojawiły się nowe wyzwania, których nie było w poprzednich edycjach?
- To widać już w pierwszym odcinku. Jesteśmy prawie cały czas na dużych wysokościach i to, że uczestnicy mieli np. problem z wejściem schodami na metę, to wcale nie oznacza, że mają kiepską formę, tylko na wysokości 3 000 metrów naprawdę źle się oddycha, brakuje tlenu, idzie się z walącym sercem. Trzeba włożyć bardzo wiele wysiłku, żeby pokonać taką wysokość i podejść pod górę. Ale wysokość i brak tlenu to jedno. Wyzwaniem była też pogoda, bo czasem jest zimno, a czasem jest bardzo gorąco, wystarczy, że zajdzie słońce i temperatura się kompletnie zmienia. Bardzo często pada deszcz. To ogromne wyzwanie dla uczestników!
- Już zwiastun nowego sezonu zapowiada, że tym razem będzie wyjątkowo niebezpiecznie. Czy zdarzyło się pani naprawdę bać o uczestników w tej edycji?
- Raz ściągaliśmu uczestników z trasy. Na miejscu jest też z nami ochrona, która dba o bezpieczeństwo. Zdarzyła się taka sytuacja, kiedy uczestnicy już tak długo stali na drodze w górach, na wysokości ponad 4 500 metrów, nie mogli złapać stopa, że robiło się już późno. Wtedy ochrona zdecydowała, że wystarczy, jedziemy po nich i musimy ich przewieźć w inne miejsce, bo sobie po prostu nie poradzą. Więc my, zwłaszcza, że jesteśmy w takich rejonach, gdzie nie jest najbezpieczniej, wchodzimy wtedy do gry. Myślimy i robimy wszystko w tym programie i myślimy o tym, żeby aby uczestnikom nic się nie stało.
- Ostatnio głośno było o pewnym tragicznym zdarzeniu, które miało miejsce podczas kręcenia zdjęć. Autobus, którym mieli jechać uczestnicy spadł w przepaść. Co sobie pani wtedy pomyślała?
- Przede wszystkim pomyślałam, że ktoś nad nami czuwa, i że mieliśmy dużo szczęścia. Sami do końca nie mogliśmy uwierzyć w tę sytuację i sprawdzaliśmy czy to się w ogóle wydarzyło. Ja najpierw, jadąc z ekipą, mijałam ten autobus, który spadł z przełęczy i leżał na drodze, którą jechaliśmy, ale dopiero później, jak uczestnicy nie mogli dotrzeć na metę, bo ten autobus po prostu po nich nie przyjechał, połączyliśmy fakty. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Uczestnicy dotarli na miejsce, co prawda po długich godzinach. Było już ciemno i bardzo późno i trudno było się dziwić ich pretensjom, bo oni nie wiedzieli co się naprawdę wydarzyło. Przyjechali i powiedzieli; „Każecie nam wsiąść do autobusu, którego nie ma, on nie przyjechał! O co chodzi? Dlaczego to jest tak źle przygotowane?” I dopiero wtedy dowiedzieli się ode mnie, że autobus nie przyjechał, bo po prostu spadł.
- Jak wtedy grupa zareagowała?
- Oni byli w szoku. Nie zdradzę szczegółów, bo w tym odcinku w ogóle dużo się wydarzyło i to była taka bezprecedensowa sytuacja, kiedy po raz pierwszy musieliśmy podjąć pewną decyzję w programie. Nigdy wcześniej w żadnej edycji to się nie zdarzyło. Trzeba oglądać!
- Czy myśli pani, że potrafiłaby sama podołać zadaniom, które stawiane są przed uczestnikami?
- To były często bardzo fajne i ciekawe zręcznościowe zadania. One nie biorą się znikąd. Realizując ten program, staraliśmy się, aby konkurencje zawsze były związane z regionem, z miejscem, w którym byliśmy. One w jakiś sposób odzwierciedlają lokalną tradycję albo pokazują, czym ci ludzie się zajmują, jak żyją, pokazują ten świat, w którym my w programie się poruszamy. Te zadania mogą czasami wydawać się banalne, ale one nie są o niczym, one są zawsze o tych ludziach, o ich zajęciach, o tradycjach, ich rzeczywistości i historii.
- Podczas swojego pobytu ekipa programu zdążyła dobrze poznać tę część świata. Czego mieszkańcy Ameryki Południowej mogliby nauczyć Polaków?
- Otwartości, pogody ducha, życzliwości. Mam nadzieję, że będzie to widać w programie - miejscowi bardzo fajnie na nas reagowali i chętnie wchodzili w interakcje. Chętnie angażowali się też w tę zabawę i pomoc naszym uczestnikom.
- Nie tylko na potrzeby telewizji angażuje się pani w odważne przedsięwzięcia. Prywatnie także lubi pani ekstremalne wyzwania. Pamięta pani najbardziej szaloną przygodę swojego życia?
- Myślę, że skok ze spadochronem był taką wariacką rzeczą. Nigdy nie przypuszczałam, że to zrobię i zawsze powtarzałam, że nie chcę tego spróbować, ale jak już nadarzyła się ku temu okazja, to od razu skoczyłam. Nie umiem jednak wskazać konkretnie, bo dużo rzeczy się u mnie dzieje. Czasami zazdroszczę uczestnikom naszego programu tego, że biorą udział w tym wyścigu, bo wiem, że wtedy mogą przeżyć więcej, niż ja, jedynie czekając na nich na mecie.
Emisja w TV:
Ameryka Express
środa 21.30 TVN