Równia pochyła w życiu Stanisława A. z Chruszczewki (woj. mazowieckie) zaczęła się w chwili, gdy żona go rzuciła, zabrała dzieci, rozwiodła się i pozwała o alimenty. Płacił jej 1200 zł miesięcznie. Jak zarobił. A nie miał stałej pracy.
- Starał się, jak mógł, chwytał się różnych zajęć, ale w końcu popadł w długi - opowiada Ewa Grzymała (44 l.), siostra Stanisława. - Zrobiło się tego 11 tys. zł. Stasiek nie był w stanie tego udźwignąć. I bardzo to przeżywał. Dobry był z niego człowiek, tyle że nieporadny. No to jak takiemu nie pomóc...?
Rodzina spłaciła za niego całą kwotę. Wtedy wstąpiło w niego drugie życie. Stawał na głowie, byle płacić na dzieci w terminie. Aż do dnia, w którym do drzwi zapukał komornik.
- Chodziło o głupie 810 zł! - pani Ewa nie może pogodzić się ze śmiercią brata. - To były koszty sądowe z rozprawy o alimenty. Stasiek nie powiedział nam o tym, bo przecież spłacilibyśmy i tę zaległość. A tak sprawa trafiła do komornika...
Właśnie wtedy doszło do tragedii. Mężczyzna nie wytrzymał nerwowo i postanowił ze sobą skończyć. Najpierw oblał się benzyną i podpalił. A gdy przytomny komornik zdusił na nim płomienie i pobiegł do sąsiadów po pomoc - powiesił się w stodole.
Nieprzytomnego dłużnika znaleźli ratownicy. Podjęli reanimację, wezwali śmigłowiec. Mężczyzna w bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala.
Blisko połowa jego ciała była spalona. Po 10 dniach męczarni mężczyzna zmarł.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
Czytaj: Joanna Liszowska wydała OŚWIADCZENIE po wypadku: To lekcja na całe życie [OŚWIADCZENIE]