Natalia wyjechała z Polski jako 16-latka. Najpierw do Londynu, a potem Nowego Jorku. Tam mieściły się szkoły, w których odebrała solidne muzyczne i aktorskie wykształcenie.
- Kiedy studiowałam, to tak jak wszyscy starałam się być w domu na święta - mówi Natalia w rozmowie z "Super Expressem". - Raz jednak, kiedy miałam 21 lat, przyszło mi spędzić Wigilię i Boże Narodzenie z dala od domu.
To szczególne święto zastało ją w Nowym Jorku.
Przeczytaj koniecznie: Natalia Lesz: Odchudzanie to głupota
Więcej
https://www.se.pl/wiadomosci/exclusive/natalia-lesz-odchudzanie-glupota-aa-P6D4-8rnZ-ejoF.html
- Oczywiście wiedziałam wcześniej, że nie uda się mi się przyjechać do kraju. Uprzedziłam więc rodziców, a sama zabrałam się za organizacje choćby namiastki świątecznego nastroju. Wybrałam się do polskich sklepów na Green Point i tam szukałam naszych tradycyjnych potraw - wspomina Natalia. - Pierogi były na wagę złota, barszczyk miałam z torebki, ale miałam.
Mimo to Natalia była koszmarnie smutna, że nie może przytulić się do rodziny.
- Praktycznie całe święta spędziłam na telefonie. Przełamując opłatek, życzenia składałam rodzicom do słuchawki - opowiada piosenkarka.
Trzy lata później koszmar Natalii powtórzył się. Wigilię spędziła w pracy.
- Wtedy byłam praktykantką w NBC i nasze biuro mieściło się w Rockefeller Center. Częścią świątecznej tradycji w Stanach jest ceremonia zaświecenia światełek na choince ustawionej na placu przed tym budynkiem. Pamiętam, że biuro było na wysokości szczytu drzewka. Wrażenia niezapomniane, ale i tak było mi smutno, że nie miałam przy sobie nikogo bliskiego - z żalem dodaje Natalia.
W tym roku Lesz spędzi święta w rodzinnym domu.
- Nasza Wigilia jest niemal książkowa, 12 potraw, talerzyk dla niespodziewanego gościa. Mama dba o tradycję - kończy Natalia.