- Twoi fani z pewnością byli zaskoczeni, gdy wiosną okazało się, że zobaczą cię w roli prowadzącej „The Four. Bitwa o sławę”. W takiej roli możemy cię oglądać po raz pierwszy.
- Ja również byłam na początku zaskoczona, chociaż romansowałam już wcześniej trochę z konferansjerką w telewizji. Współprowadziłam z Krzysztofem Ibiszem Polsat SuperHit Festiwal w Sopocie czy koncert sylwestrowy. Trzeba jednak przyznać, że rola gospodyni programu to zupełnie inna sprawa. Wcześniej pracowałam w oparciu o scenariusz rozpisany od A do Z, gdzie nic nie miało prawa nas naskoczyć. Tutaj to ja muszę dowodzić wszystkim, co się dzieje na scenie, umieć pokierować uczestników i jurorów, panować nad całą sytuacją w studiu. Dopiero, kiedy już zgodziłam się zostać prowadzącą, dotarło do mnie, że nie ma już obok Krzysztofa Ibisza (śmiech). Tu muszę sobie radzić sama. To nie jest łatwe, ale uwielbiam wyzwania, więc to dla mnie duża frajda.- Muzycznych programów mieliśmy już sporo, a widzów coraz trudniej zaskoczyć w takiej formule. Co nowego wnosi do niej „The Four. Bitwa o sławę”?- W pewnym sensie zaczynamy tutaj od drugiej strony, bo już w pierwszym odcinku pokazujemy czterech uczestników mających to wszystko, co w innych programach mają jedynie ci wokaliści, którzy dochodzą do finału. To czterech wspaniałych, niezwykle zdolnych, charyzmatycznych i doświadczonych wokalistów, z których każdy mógłby być zwycięzcą tego programu. I dopiero tu się wszystko zaczyna. Ale jest jeszcze jedna rzecz, której już w tym programie doświadczyłam, czyli niesamowite zmiany akcji, adrenalina, zaskakujące roszady. Emocje są tak duże, że sama płakałam już w pierwszym odcinku. Tutaj nie zwalniamy tempa. Żaden z uczestników nie ma poczucia, że może być spokojny. Nawet, jeżeli uda mu się dojść do końcowych odcinków z dobrymi ocenami, to w jednej chwili może nagle zlecieć z fotela. To są emocje porównywalne do dobrego thrillera.
- Polski tytuł programu brzmi „Bitwa o sławę”, bo gra toczy się o przepustkę do kariery. Czy objawiły się już jakieś talenty, które twoim okiem mają realną szansę zaistnieć na polskiej scenie?- W każdym odcinku pojawia się co najmniej jedna taka osoba, a najczęściej to jest kilka osób. Przyznam, że zaskoczył mnie wysoki poziom naszych uczestników. Czasami drżę, jak widzę, co się dzieje w tym programie, bo patrząc na polski rynek muzyczny i na to, jak wiele nowych twarzy się pojawia, to zaczynam się bać, że za chwilę zostanę na bruku (śmiech). Ale jestem równocześnie bardzo empatyczną osobą i za każdym razem, gdy ktoś odpada, przeżywam to później przez całą noc.
- Zżywasz się z uczestnikami programu?
- Tak. Nawet jeżeli widzę ich chociaż przez chwilę. Towarzyszę uczestnikom już na próbach, rozmawiam z nimi, poznaję ich. Widzę też ich stres. Dlatego potem, już podczas ich występów w programie potem, oglądam ich trochę jak przyjaciółka, która przyszła do studia, by ich wspierać.- Czy dzięki temu, że sama jesteś wokalistką, lepiej jesteś w stanie zrozumieć uczestników przychodzących do programu spełnić marzenie, które tobie już udało się spełnić?- Nie umiem powiedzieć, jak to jest być w takim programie, bo sama nigdy tego nie próbowałam. Bazując na doświadczeniach, które zebrałam jako obserwator, mogę jednak powiedzieć, że ja nigdy nie zgłosiłabym się do takiego programu, bo tutaj trzeba mieć stalowe nerwy. Wzięłam co prawda kiedyś udział w „Tańcu z gwiazdami”, gdzie też przecież można odpaść, ale to jest coś zupełnie innego. Tutaj uczestnicy walczą o swoją przyszłość.- Tego typu programu od lat przyciągają tłumy chętnych. Widzieliśmy już w nich wielu utalentowanych ludzi. Niewielu jednak udało się jednak utrzymać na polskiej scenie na dłużej. Z czego to wynika?
- To jest kwestia, nad którą zastanawiamy się wszyscy, zarówno w przypadku ludzi, jak i piosenek, które tworzymy. Myślę, że chodzi tu o pewien nieokreślony pierwiastek, taki faktor X, którego nie da się opisać słowami. Ja to czasami określam jako prawdę, bo sama, działając i tworząc, na nią staram się kłaść największy nacisk. Wydaje mi się, że jeżeli coś czuję i staram się to przepuścić przez samą siebie, to tylko w ten sposób mogę przekonać do tego ludzi. Kamera pokazuje wszystko, jest bezlitosna. Jeżeli więc miałabym dawać komukolwiek jakieś rady, to po prostu bycie sobą, bo żaden fałsz tam na dłuższą metę nie przejdzie. Ale o tym, co sprawia, że trafia się do słuchaczy, decydują też inne czynniki, których ja sama wciąż szukam. Przy pisaniu piosenek zmagam się z tym nieustająco.
- Najwyraźniej znajdujesz jednak receptę na przebój, patrząc na twój muzyczny dorobek...
- To wszystko może wydawać łatwe, gdy patrzy się z boku, ale prawda jest taka, że potrafię siedzieć w studiu trzy lata nad jedną piosenką, która trwa trzy minuty. Piszę czterdzieści innych, aby mogła powstać ta jedna. To jest bardzo ciężka i bardzo stresująca praca, bo nawet jeżeli coś wypuścisz, to nigdy nie masz pewności, czy ludzie to zaakceptują i w jaki sposób ocenią.- Innymi słowy nawet wygrana „The Four. Bitwa o sławę” nie oznacza końca ciężkiej pracy- Oczywiście! Ten zawód to ciągła ciężka praca. Rynek jest kruchy, nie brakuje w naszym kraju zdolnych ludzi, którzy mogą wskoczyć na twoje miejsce, więc nie ma czasu, by się lenić. Tutaj trzeba ciągle walczyć.
Emisja w TV:
The Four. Bitwa o sławę
piątek 22.10 Polsat