Natasza Urbańska przez lata w czasie świąt Bożego Narodzenia korzystała z paru dni wolnego i wyjeżdżała z Polski. Wszystko zmieniło się kilkanaście lat temu. To wtedy na świat przyszła córka jej i Janusza Józefowicza - Kalina.
– Przez wiele lat, zanim Kalinka pojawiła się w naszym życiu, świąteczny okres był czasem, kiedy uciekaliśmy z mroźnej Warszawy w ciepłe kraje. I to wydawało mi się wspaniałym czasem, spędzonym w najlepszych okolicznościach. Zmieniło się to diametralnie, kiedy pojawiła się nasza córka – mówi nam Natasza Urbańska.
Kalina urodziła się 13 grudnia i już na lata zmieniła artystce wizję idealnych świąt.
– Dziś moim najpiękniejszym wspomnieniem świątecznym jest to, kiedy do naszego domu w Emilinie zjechała cała rodzina, a my z roczną córeczką na rękach przyjmowaliśmy naszych ukochanych – wspomina artystka z łezką w oku. – To, co kiedyś wydawało mi się najciekawsze, zmieniło całkowicie swój obraz i to właśnie te rodzinne, spędzone w domu święta wydają mi się teraz najbardziej wartościowe – dodaje Natasza Urbańska.
Wokalistka jest wierna tradycji.
– Bardzo ich pilnujemy i kultywujemy. Na stole musi znaleźć się dwanaście dań. Prześcigamy się w tym, kto pierwszy zobaczy za oknem Świętego Mikołaja, który gdzieś w oddali podjeżdża na swoich saniach. Musimy też odnaleźć prezenty, bo u nas zawsze są one schowane. Po domu krążą całe wycieczki, żeby je odnaleźć – opowiada nam Natasza. – A o północy kategorycznie musimy sprawdzić, czy nasze zwierzęta w końcu przemówią ludzkim głosem! Co roku to sprawdzamy! I co roku nasze zwierzęta się krępują, albo są zaspane i tylko ziewają na nasz widok – śmieje się gwiazda. – Ale w tym roku znów to sprawdzimy – dodaje od razu.
Natasza Urbańska nie gotuje?
Natasza Urbańska szczerze przyznaje, że nie pali się do obowiązków kuchennych. A już na pewno nie zamierza piec ciast.
– Jest cała masa potraw, których nie potrafię przyrządzić – śmieje się artystka. – Pamiętam swój pierwszy jabłecznik, który przygotowałam na parapetówkę, na którą zaprosiłam moich rodziców i przyjaciół. Niestety, ciasto było okropnym zakalcem! Pamiętam, jak mój tata się nim zajadał, żeby pokazać mi, że mu smakuje, ale ja widziałam, jak bardzo jabłecznik przykleja się do talerza, jest niewyrośnięty i nieudany. Do tej pory boję się robić jakiekolwiek ciasta! Moja siostra co roku stara się mnie namówić do pieczenia. „Natasza, zobacz, to jest takie proste” – mówi i przywozi ze sobą pięć różnych ciast. I niech tak pozostanie. Ona jest mega kucharką! – chwali siostrę Natasza.
Życzę Czytelnikom "Super Expressu", mojej rodzinie i sobie, zdrowia, bo jak je mamy, to możemy wszystko. Bądźcie szczęśliwi, sięgajcie gwiazd, nie bójcie się spełniać marzeń. Dbajcie o relacje z rodziną i pielęgnujcie miłość w sobie! - Natasza
Polecany artykuł: