Trudno byłoby znaleźć w Polsce drugie takie miejsce. Kowbojskie kapelusze schodziły jak ciepłe bułeczki, a siąpiący co chwilę deszcz nikomu nie przeszkadzał. Święto, prawdziwe święto muzyki z fanami, którzy czekają na nie cały rok.
- Na trzy dni zamieniamy się w Amerykanów, nasze 50-letnie żony wkładają dżinsowe miniówki i mają głębokie dekolty - tak festiwal opisuje Maciej Maleńczuk (49 l.), którego występ był gwoździem sobotniego koncertu.
W wyniku nawałnicy, która przeszła nad Mrągowem, sobotnie występy opóźniły się o dwie godziny, ale i tak nikt z publiki nie mógł narzekać. Artysta przygotował zestaw countrowych standardów. Refreny piosenek śpiewał w oryginale, a zwrotki po polsku.
Niedziela należała zaś do Kabaretu pod Wyrwigroszem, który świętował swoje 15. urodziny. W niedzielny wieczór na drodze wylotowej z Mrągowa widać było sznur stalowych rumaków, który kierował się w stronę zachodzącego słońca. Ostatni wyjechali bladym świtem. I wrócą tam za rok.