Spis treści
Wpadka Daukszewicza w „Szkle Kontaktowym”
Krzysztof Daukszewicz przez lata był jednym z prowadzących „Szkło kontaktowe”. Występował w nim od 2005 roku. Niestety, nad głową artysty kabaretowego zaczęły zbierać się ciemne chmury po wpadce, jaką zaliczył w trakcie trwania programu. Chodzi o sytuację, która miała miejsce na początku czerwca. Daukszewicz pokusił się o niesmaczny i transfobiczny tekst w stronę Piotra Jaconia (47 l.) – dziennikarza, który otwarcie przyznaje, że jest ojcem transpłciowego dziecka.
„Chyba pie***lnąłem głupotę” – szybko zreflektował się satyryk, co na antenie usłyszeli także widzowie programu. W efekcie stacja TVN24 przeprosiła za słowa Daukszewicza, a sam prowadzący zniknął ze „Szkła kontaktowego”. Nie wiadomo, czy jeszcze powróci do prowadzenia programu.
Nowe zajęcie Daukszewicza - zarabia na wędkarzach
Czym zajął się Daukszewicz w przerwie od komentowania wydarzeń w TVN24? Okazuje się, że nie może narzekać na brak zajęć. Skupił się na rozwijania swojego wędkarskiego biznesu, czym zapracował na miano „słodkowodnego oligarchy”. Jego podstawą jest kilka jezior rezerwatu Kośno na Mazurach, których satyryk stał się współwłaścicielem jeszcze w 2014 roku.
– [Jestem – przyp. red.] współwłaścicielem trzech jezior, w tym jeziora Kośno, gdzie znajduje się ścisły rezerwat ptactwa. [...] Do tego jeziora nikt nie ma dostępu, jest zarośnięte z każdej strony, można się dostać tylko z trzech miejsc. I tylko 70 osób w ciągu roku może łowić na tym jeziorze. Tyle zezwoleń wydaje konserwator przyrody – opowiadał w 2024 roku w rozmowie z portalem i.pl.
Jak się okazuje, od momentu, w którym Daukszewicz stał się współwłaścicielem jezior, wędkarze muszą słono płacić z możliwość połowu w tych miejscach. Za sezon na jeziorze Kośno trzeba zapłacić 1,5 tys. zł za zwykłą kartę lub 2,5 tys zł za kartę VIP! Dla porównania zarządcy innych mazurskich jezior – choć podnosili na przestrzeni lat ceny – nie pobierają za sezon łowienia więcej niż kilkaset zł.
Daukszewicz tłumaczy się z
Jak ceny na „swoim” jeziorze tłumaczy Daukszewicz? Został o nie zapytany w rozmowie z portalem naTemat.pl.
– Nie czuję się oligarchą. Mocno mnie ten wydatek uderzył po kieszeni. Chcemy tylko pozbyć się z jeziora tych klasycznych killerów, którzy każdą rybę wrzucają do worka, nie patrząc na wymiary i okresy ochronne – tłumaczył kabareciarz. – Tona narybku węgorza kosztuje ponad 350 tys. zł, stawki za pozwolenia musiały pójść w górę – dodał.