Super Express: Jak się pani miewa w tym, niestety, kolejnym już pandemicznym roku?
Ewa Gawryluk: - Zdrowotnie na szczęście bez dolegliwości. Wirus na razie mnie omija. Z pracą jest różnie, jak to w tym zawodzie. Teatry zamknięte, a nie wszyscy aktorzy mają ten komfort, że mogą pracować poza nim.
Na szczęście gra pani w dwóch serialach - "Na Wspólnej" i "Pierwszej miłości". Promując ten drugi na ramówce Polsatu, wyglądała pani obłędnie. Mam wrażenie, że z roku na rok wygląda pani młodziej. Jaki jest sekret pani urody?
- Dziękuję bardzo. Ale może to tak, że z roku na rok psuje nam się wzrok i dzięki temu wyglądam lepiej, bo nie widać mankamentów. (śmiech). Niczego spektakularnego nie robię. Na proporcje ciała nie mam żadnego wpływu, bo urodziłam się z takim, a nie innym "zaprogramowaniem" wzrostu i długości kończyn. A jeśli chodzi o to, nad czym staram się pracować, to zwracanie uwagi na to, co jem. Do tego dochodzi ruch. Staram się nie uciekać od wysiłku fizycznego, ale nie jestem typem sportowca. Lenię się, jak zapewne większość z nas i nie chcę mi się pewnych rzeczy zrobić. Ale jeśli chodzi o mój zawód, to on wymaga ode mnie dobrej kondycji nie tylko psychicznej, ale i fizycznej. Zawód na pewno determinuje moje poczynania w tym względzie.
Ale nie unika pani medycyny estetycznej. Na szczęście nie jest to już temat tabu.
- To prawda. I to nie jest tak, że z medycyny estetycznej korzystają tylko znane twarze, bo na każdym rogu jest jakiś gabinet. Należy pamiętać, że medycyna estetyczna to nie tylko operacje plastyczne. Powstała po to, by dbać o kondycję naszej skóry. Niekoniecznie trzeba od razu zmieniać rysy naszej twarzy, by poczuć się lepiej. Dbam o swoją skórę i ciało. Nie wstydzę się, bo nie ma czego. Korzystam z laserów oraz mezoterapii.
Znów powiem o pani wyglądzie, bo za każdym razem, gdy zobaczę panią w mediach, myślę, że należy odnotować, jak świetnie pani wygląda. Czy pani sama zdaje sobie z tego sprawę?
- Bardzo dziękuję za te komplementy. Świadomość, że dobrze wyglądam w wieku 53 lat, jest bardzo miła. Ale to nie taki miałam zamiar (śmiech). To jest efekt moich wieloletnich starań o zdrowie i dobre samopoczucie. Nie piję alkoholu, nie palę papierosów. Unikam cukru, unikam tłuszczów zwierzęcych. Nie ulegam modom dietetycznym, np. na dietę bezglutenową. W zdrowym duchu staram się trzymać całą rodzinę.
A czy mąż nie jest zazdrosny w związku z tym, że żona tak mu pięknieje z roku na rok?
- Myślę, że jest zadowolony (śmiech). To jego trzeba by było zapytać. Chociaż zawsze mówi: "Powinnaś chodzić w krótszych sukienkach", za czym nie przepadam, bo to jest po prostu niewygodne. Ale dałam się skusić przy okazji tej wspomnianej ramówki. Stylista zaproponował mi tę sukienkę, bo skojarzyła mu się ze mną. Powiedziałam: "Dobra, dawaj. W tym wieku już się nie wstydzę". Bo ja jestem raczej z tych wstydliwych...
Wiek powoduje mniejszy wstyd i czujemy się swobodniej?
- Myślę, że tak, bo z wiekiem nabrałam większego dystansu i już tak bardzo nie przejmuję się tym, jak wyglądam
A czy czuje się pani bardziej sexy niż kiedyś?
- Czy ja się czuję sexy? Chyba jestem daleka od tego. Nigdy się nie czułam i nadal nie będę się czuła. Mówię o życiu osobistym. Bo jeśli chodzi o sprawy zawodowe, to oczywiście potrafię zagrać to, że jestem sexy (śmiech).
Jestem przekonany, że ma to pani w sobie.
- Pozostawiam ocenę widzom. Na pewno nie chodzę i nie kadzę sobie, jaka to jestem seksowna i śliczna (śmiech). I to nie jest kokieteria, naprawdę taka jestem.
Rozmawiał Adrian Nychnerewicz