Pandemia i kryzys gospodarczy wyniszczają nie tylko przedsiębiorców, ale też instytucje kultury i sztuki. Boleśnie przekonał się o tym ostatnio Wojciech Malajkat, dyrektor warszawskiej Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza, który wprowadził nauczanie zdalne, bo placówki nie stać na ogrzewanie i prąd.
Jan Englert podobno nie jest zachwycony tą wizją, bo studentką akademii jest jego córka Helena, w której widzi wielki, aktorski potencjał.
- Jan uważa, że to stracony czas, ale nic nie może zrobić. W swojej córce widzi potencjał. Był pod wrażeniem jej roli w serialu „Diagnoza”. Już wtedy wiedział, że Helena będzie aktorką - mówi znajomy Englerta w rozmowie z "Na żywo".
Okazuje się, że Teatr Narodowy, którym zarządza Englert również jest w wyjątkowo nieciekawej sytuacji, placówka mierzy się nie tylko z problemami finansowymi, ale i kadrowymi. Brakuje ludzi do pracy za kulisami.
- Te braki kadrowe to trudny temat. Krótko mówiąc: nie ma ludzi do pracy. A jeśli już się ktoś znajdzie, to oczekiwania finansowe znacznie przewyższają kompetencje. Ciężko jest kogoś znaleźć. Szczególnie garderobianych, których główną cechą powinna być dyskrecja. Aktorzy chcą pracować z zaufanymi osobami, a dzisiaj to prawie niemożliwe. Wszyscy robią zdjęcia, nagrywają, trzeba bardzo uważać - mówi informator tabloidu.
Jan Englert w trudnych chwilach może liczyć na wsparcie żony.
- Jan bardzo to wszystko przeżywa, a to sprawia, że Beata martwi się o niego, o jego zdrowie. Chciałaby mu zaoszczędzić kłopotów, ale wie, że to nierealne. Wspiera go na każdym kroku, by miał świadomość, że nie został z tym wszystkim sam - czytamy w gazecie.